czwartek, 24 października 2013

Mecz cz. 1

Otworzyłam  zaspane oczy i podniosłam się siadając na łóżku. Popatrzałam na zegarek stojący na moim stoliku nocnym. Była dziewiąta piętnaście. Tak, to dzisiaj . Dzisiaj mecz. Chciałabym teraz być w szpitalu przy dziadku, ale obiecałam, że damy radę . Jak to powiedział dziadek nie mogę mu zrobić wstydu. Nawet teraz trzymają mu się takie żarty. Nie wiem jak on to robi . Zawsze pozytywny. Wstałam z łóżka i w piżamie która składała się tylko z bielizny i bluzki z krótkim rękawkiem zeszłam na dół. Zbiegłam ze schodów jak to mam w zwyczaju, ale gdy byłam już jedną nogą w salonie stanęłam chowając się za ścianę wychylając tylko głowę. W kuchni krzątała się moja przyjaciółka przygotowując śniadanie, a na kanapie właśnie przeciągał się Louis.  O nie nie nie . Ja się tak nie pokażę. Przecież nie mam nic prawie na sobie, a w drugim pokoju jest Tomlinson. Odwróciłam się by z powrotem pójść do swojego pokoju i założyć przynajmniej szlafrok.
-Roxanne? -usłyszałam męski głos za sobą . No świetnie! Odwróciłam się . Stałam na wprost zdziwionego Louis'a. Czułam jak moje rumieńce zabarwiają mi policzki.
- Camill pyta czy idziesz na śniadanie? -powiedział mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. Byłam cholernie zmieszana.
-Mhm tak idę. No co tak patrzysz. Byłam pewna, że cię nie ma -powiedziałam śmiejąc się. Zawszę się śmieję gdy jest mi głupio .
-No widzisz zaskoczyłem cię ? -zapytał opierając się o ścianę i uśmiechając się łobuzersko.
-Troszeczkę -powiedziałam i pobiegłam na górę po szlafrok.
Gdy zeszłam z powrotem na dół . Tomlinson wraz z Camill siedzieli przy stole i zajadali się naleśnikami z masłem orzechowym .
-Smacznego -powiedziałam wchodząc do pomieszczenia. Louis popatrzał na mnie miło się uśmiechając .
-Dzięki -odpowiedziała Camill. Postanowiłam odpuścić sobie śniadanie. Bałam się, że to wszystko zwrócę iż przeszywał mnie niesamowity stres związany z meczem. Usiadłam przy stole. Sięgnęłam po dzbanek z sokiem pomarańczowym i nalałam do czystej szklanki. Postawiłam przed sobą.
-Będziecie na meczu? -zapytałam ciekawa czy dotrzyma obietnicy.
-Jasne . Cała piątka . -odpowiedział kończąc śniadanie.  Uśmiechnęłam się tylko.
-Louis ...?-zaczęła niepewnie Camill. Popatrzałam na nią pytającym wzrokiem .
-Tak ?-powiedział mierząc ją niepewnie wzrokiem.
-Czy Niall ... no... czy on ...-ciągnęła moja przyjaciółka i tak jakby nie umiała trafić do sedna pytania.
Lou popatrzał na nią pytająco.
-No czy ma kogoś... -zapytała po czym schowała wzrok. Louis zaśmiał się . Ja w sumie też uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Nie, ale Amy jest jego przyjaciółką . Kiedyś łączyło ich coś więcej, ale uznali, że chcą zostać tylko przyjaciółmi. -wytłumaczył Louis. Jego uśmiech nie znikał z twarzy przez dłuższy czas.
-Spotkamy się na meczu. Ja już muszę iść . Dziękuję za wszystko -zwrócił się do Camill a ja nie bardzo wiedziałam o co chodzi.
-Nie ma sprawy do zobaczenia . -powiedziała i odprowadziła gościa do drzwi.
Wracając stałam jak wryta w podłogę i patrzałam na Camill.
-No co? -zdziwiła się.
-On tu był całą noc? -zapytałam .
-Tak, spokojnie został na noc bo robiło się już dosyć późno. -No to ciekawe o czym tak długo rozmawiali . Nieważne.
~*~
Zawiązywałam łyżwy. Wstałam i rozglądnęłam się po szatni . Dziewczyny już były gotowe do wyjścia na taflę. Jak przed każdym wyjściem na lód miałam ogromną tremę . Mówię tu o meczach. Ale teraz było inaczej . Znacznie gorzej . Strach przeszywał moje ciało. Z resztą chyba nie tylko moje . Trener chodził jak w zegarku wtem i z powrotem. Tak, dziwnie to wyglądało.  Z tafli dochodził mnie dźwięk maszyny czyszczącej lód. Po niedługiej chwili wyjechałyśmy na lód. Od razu spojrzałam na trybuny . Zmierzyłam je od góry do dołu. Dotknęłam lodu robiąc znak krzyża cały czas nie spuszczając trybun z oka. Znalazłam. Piątka chłopków siedziała na samej górze. Louis i ta jego bluzka w paski . Haha tak nie trudno ją zauważyć. Chyba też nas szukał, bo kiedy ja i Camill przejechałyśmy blisko band odwrócone tyłem do trybun i potem szybko się odwróciłyśmy do przodu to zauważyłyśmy jak chłopcy patrzą i machają w naszym kierunku . Odwzajemniłyśmy to tym samym . Pewnie przeczytali nazwiska na koszulkach . I właśnie o to nam chodziło. Mecz się właśnie zaczynał...
_____________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba. Już niedługo dodam 2 część . W sumie to miałam je wstawić dopiero jutro, ale wyjeżdżam . BARDZO BARDZO dziękuję za komentarze . Aż chce się pisać kolejne części : ) Mam nadzieję, że nadal tak zostanie . CZYTASZ-KOMENTUJ  ! :)
Pozdrawiam Roxanne : )

  

sobota, 19 października 2013

''Choć nie znamy się za długo, to zachowuje się jak przyjaciel którego znam od wielu lat.''

Dotarliśmy do szpitala w którym przebywał mój dziadek. Szybko otworzyłam drzwi od auta i ruszyłam w stronę izby przyjęć. Zaraz za mną kroczył Lou po czym dorównał mi kroku.
-Mówię ci wszystko będzie dobrze. -powiedział patrząc na mnie. Łatwo mówić. -pomyślałam . Weszliśmy na izbę przyjęć i podeszliśmy do recepcji.
-Dzień dobry został tu przewieziony mój dziadek. Gdzie on teraz jest?! -skierowałam wzrok na panią siedzącą za recepcją. Mój głos cały czas drżał . Bałam się, że w którymś momencie się rozpłaczę.
-Dobrze. Spokojnie . Proszę podać dane osobiste pani krewnego. -powiedziała wyciągając jakiś notes gruby z zapiskami. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze.
-Levis Clouster. -odpowiedziałam .  Ta przewertowała kilka kartek . Dotarła prawie do końca zapisków . Przejechała palcem po kartce .
-A tak . Pan Clouster właśnie jest badany. Może pani poczekać. Jest teraz w sali 23. Proszę usiąść tam i poczekać na jakieś informacje. -powiedziała miłym głosem po czym wskazała mi jeden z korytarzy.
Już mieliśmy iść w stronę sali 23 , gdy nagle recepcjonistka zwróciła się do Louis'a.
-A pan kim jest? -zapytała.  Chłopak odwrócił się i spojrzał na kobietę.
-ja .. ja .. y -jąkał się Tomlinson .
-To przyjaciel. -odpowiedziałam . Pani ustąpiła i pozwoliła nam dalej iść. Louis uśmiechnął się  i ten oto uśmiech nie schodził mu z twarzy dopóki nie dotarliśmy pod salę. Wolałam nie pytać co ma na myśli. Bardziej martwiłam się o dziadka. Doszliśmy w samą porę, bo właśnie z sali wychodził lekarz. Podeszłam do niego szybkim krokiem.
-I co? co z moim dziadkiem!? -zapytałam nerwowo. Lou stał obok i przyglądał się sytuacji. W pewnym momencie złapał mnie za rękę by dodać choć trochę otuchy. Miło z jego strony. Bardzo cieszę się, że przy mnie jest. Dobrze, że mnie wspiera choć nie znamy się za długo to zachowuje się jak przyjaciel którego znam od wielu lat.
-Nie rozmawiajmy na korytarzu. Proszę wejdźcie państwo do gabinetu-wskazał nam drzwi obok sali w której przebywał mój dziadek.
                                                                            ~*~
Siedzieliśmy przy biurku, a na przeciwko nas siedział lekarz prowadzący mojego krewnego. Jego mina nie była wesoła. W sumie nie wiem czy mina lekarza może być wesoła. Nieważne. Przynajmniej jego wyraz twarzy nie sugerował niczego dobrego.
-Nie mam dla pani dobrych wieści. -zaczął nie utrzymując kontaktu wzrokowego. Byłam u kresu wytrzymałości. Myślałam, że zaraz wybuchnę płaczem . Spodziewałam się najgorszego.
-Pani dziadek żyje. -dodał. Odetchnęłam z ulgą.
-Ale... -znów kontynuował. No tak zawsze musi być jakieś ale . W sumie mówił, że nie ma dobrych wieści. Przynajmniej nie obijałby w bawełnę tylko walił w sedno.
-Lewa komora sercowa jest praktycznie zniszczona. Niestety będziemy musieli wstawić rozrusznik serca. A w tym wypadku pani dziadek pobędzie trochę u nas i będzie musiał się bardzo oszczędzać. Ale, żeby wstawić taki rozrusznik trzeba chwilę odczekać, zrobić następujące badania . To trochę potrwa . No i operacja jest bardzo trudna. Chcę panią tylko uświadomić jakie ryzyko podejmujemy. -tłumaczył.
-Rozumiem, mogę go zobaczyć ? -zapytałam z nadzieją .
-Ale na chwilę . Pani dziadek jest przytomny, ale nie może się denerwować ani nic . Proszę uważać -powiedział.
-Dziękuję panu -powiedziałam wstając z krzesła.
-Dziękujemy -powtórzył Tomilinson z poważną miną i ruszyliśmy do sali mojego dziadka. Przed wejściem założyliśmy ''pelerynki'' nie wiem jak to prawidłowo nazwać, ale chyba każdy wie o co chodzi. Weszliśmy do środka. Zobaczyłam dziadka leżącego i poprzypinanego do różnych aparatur. Tych kabelków było mnóstwo. Widok mnie przeraził. Podeszłam do łóżka, a zaraz za mną Lou.
-Dziadku...-powiedziałam ze łzami w oczach łapiąc starszego pana za rękę. Usiadłam na krzesełku stojącym obok. Lou stanął nade mną. Położył rękę na moim ramieniu.
-Wszystko w porządku. -odpowiedział bardzo cicho, ale w jego głosie można było wyczuć pewność. No właśnie widzę jak w porządku. Gdyby tak było to ani jego ani nas by tu nie było. Czyli nie jest w porządku.
-Gdzie Camill? -zapytał starszy pan.
-Została z panią Elizabeth. -odpowiedziałam.
Pojedyńcza łza spłynęła po moim policzku.
-Zostanę tu z tobą . Prześpij się -powiedziałam.
-Masz jutro mecz. Poradzę sobie-odpowiedział.
-Mecz jest w tym przypadku nieważny. -odpowiedziałam.
-Wręcz przeciwnie . Musicie im dokopać . -odpowiedział i na twarzy mojego dziadka zagościł lekki uśmiech. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Nawet w takim momencie zachowuje się mu humor. Niewiarygodne! Uśmiechnęłam się .
-Rox . Twój dziadek ma racje. Nie możesz tak po prostu opuścić meczu . Wiem ile na niego pracowałaś .Ty i Camill. Nie możesz zawieść jej i trenera. -uśmiechnął się . Popatrzałam na niego . Ma racje.
-Jak ci młodzieńcze na imię ? Jesteś chłopakiem Roxanne?-zapytał ciekawko dziadek. Położyłam rękę na twarzy.
-Nie proszę pana. Jestem Louis Tomlinson . Kolega Rox -zaśmiał się Lou.
-Tak, tak ja to znam . Aż za dobrze -powiedział .
Popatrzałam na niego piorunującym wzrokiem . A dziadek zaczął się śmiać .
-Dobra dobra niech wam będzie. -powiedział mój bliski .
Lou zaczął się śmiać .
-Zaraz Louis z One Direction? -dodał zdziwiony.
-Tak proszę pana. -uśmiechnął się .
-No no jesteście świetni chłopaki -powiedział dziadek . Popatrzałam na niego dziwnym wzrokiem. Wolałam nie wnikać,skąd starej daty Levis Clouster zna zespół za którym szaleją miliony nastolatek. Dobra nieważne.
-Idźcie już . Rox wyglądasz na zmęczoną . Odpocznij -powiedział mój dziadek.
-Nie, nie jestem zmęczona. -odpowiedziałam. Skłamałam padałam na twarz.
-Znam cię . Louis chłopcze mam do ciebie prośbę . Dopilnuj ją by poszła spać . -zwrócił się do Lou.
-Nie możesz mi jutro wstydu na meczu zrobić . Ja tu sobie poradzę . -powiedział .
-Dopilnuje ją -zaśmiał się Tomlinson i popatrzał na mnie.

~*~
Louis zawiózł mnie do domu. Po drodze wstąpiliśmy po Camill.
-I co z nim?! -zapytała przestraszona Camill -weszliśmy do domu . Już miałam jej wszystko powiedzieć gdy nagle Lou popatrzał dziwnie na mnie.
-Wszystko opowiem Camill, a ty miałaś odpocząć . -powiedział stanowczym głosem.
-Lou, ale ... -nie pozwolił mi dokończyć.
-Dałem słowo twojemu dziadkowi.-powiedział uśmiechając się .
Myślałam, że żartuje.
-Ja mówię serio.Idź odpocząć.-powiedział ciepłym głosem. Postanowiłam się nie sprzeciwiać .Byłam wykończona, a jutro wielki dzień . Położyłam się spać . Zasnęłam bardzo szybko.
________________________________________________________________________
Heeej! Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Bardzo BARDZOOO DZIĘKIJĘ ZA KOMENTARZE I MAM NADZIEJĘ ŻE SIĘ NADAL BĘDZIECIE KOMENTOWAĆ . To naprawdę ogromna motywacja. Jeszcze raz bardzo dziękuję :)
CZYTASZ -KOMENTUJ :) Pozdrawiam Roxanne  xx

piątek, 11 października 2013

Zawsze potrafi znaleźć się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie...

Udałyśmy się do szatni . Byłyśmy wyczerpane. Ruszyłyśmy pod prysznic i przebrałyśmy się w normalne ciuchy. Nasze stroje i łyżwy przyszykowałyśmy już na swoich wieszakach. W szatni panował chaos. Wszystkie dziewczyny były podekscytowane jutrzejszym meczem. Nie mam pojęcia skąd brały siłę na wygłupy i głośne rozmowy, bo ja osobiście byłam wykończona. Marzyłam tylko o moim łóżku i jak najszybszym śnie. Wraz z Camill wyszłam z szatni i bez słowa ruszyłyśmy do domu. Całą drogę milczałyśmy. Podejrzewam, że ze zmęczenia nie mogłyśmy nawet otworzyć ust. Jutro bardzo ważny mecz dla nas i naszej drużyny. Gramy naprawdę z dobrą drużyną z Dartford, który leży obecnie niedaleko Londynu. Są naprawdę nieźli. Bardzo zależy nam na wygranej, bo to jedyna przepustka do dalszych meczów.
Byłyśmy już prawie pod domem, gdy nagle spostrzegłam karetkę pogotowia stojącą przed naszym domem. Camill popatrzała na mnie tym swoim wzrokiem. Dziadek! Moją głowę przechodziły najczarniejsze scenariusze, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Serce waliło mi jak oszalałe. Obie zerwałyśmy się i pobiegłyśmy w stronę naszego mieszkania. Przed naszym domem stała również nasza sąsiadka. Dobra i przemiła starsza pani, która bardzo często przebywała z moim dziadkiem. Nie, to nie to co myślicie. Byli po prostu bardzo dobrymi przyjaciółmi i zawsze mogli na sobie polegać. Przyjaźń damsko-męska istnieje. Przynajmniej na przykładzie mojego dziadka i pani Elizabeth, bo właśnie tak miała na imię. Pani Elizabeth stała obok schodków prowadzących do domu. Zakrywała twarz dłońmi i po wyrazie jej twarzy można było wywnioskować, że stało się coś naprawdę bardzo złego. Zauważyła nas. Szybko zerwała się i podeszła do nas.
-Dziewczyny! Oni nic nie chcą mi powiedzieć! -mówiła przez płacz starsza pani.
-Ale co się stało ? -zapytałam roztrzęsiona patrząc na płaczącą sąsiadkę.
-Byliśmy na spacerze. Twój dziadek źle się poczuł . Nie wyglądało to groźnie . Ale wróciliśmy do domu. Poszłam do kuchni zrobić herbatę gdy nagle usłyszałam huk! Wróciłam do salonu gdzie był twój dziadek Roxanne i zastałam go leżącego na podłodze . Przestraszyłam się i wezwałam pogotowie. A teraz nie chcą mi nic powiedzieć, bo uważają, że nie jestem rodziną i obowiązuje ich tajemnica lekarska. Przedstawiając się powiedziałam, że jestem waszą sąsiadką. -wyjaśniła pani Elizabeth co jakiś czas zanosząc się płaczem.
-Gdzie on jest? -zapytałam . Byłam przerażona. Nagle z naszego domu wyszedł lekarz . Bardzo dokładnie analizował jakieś notatki. Podbiegłam do niego, a moja przyjaciółka uspokajała panią Elizabeth.
-Co z moim dziadkiem!? -zapytałam krótko, ale stanowczo i na temat.
-A pani jest? -podniósł niechętnie wzrok na moją osobę . Mówił ze stoickim spokojem gdy ja w tym czasie umierałam ze strachu o mojego dziadka.
-Wnuczką! -prawie wykrzyczałam.
-Mhm ... no tak pani sąsiadka wspominała coś . -jeszcze chwila i wyszłabym z siebie.
-Wiemy tylko tyle, że pani dziadek miał zawał . Zabieramy go do szpitala . Zrobimy szczegółowe badania i dowiemy się więcej . Na chwilę obecną tylko tyle jestem w stanie pani powiedzieć .-powiedział i spojrzał za siebie . Właśnie wynosili mojego dziadka na noszach do karetki. To było straszne. Dowiedziałam się tylko jaki adres nosi szpital do którego wiozą mojego dziadka i postanowiłam tam pojechać. Razem z Camill miałyśmy tylko trochę się ogarnąć po treningu i zaraz jechać do szpitala. Camill poszła odprowadzić panią Elizabeth. Widziałam tylko jak pakują jeszcze mojego dziadka do karetki i jadą do szpitala. To naprawdę okropny widok patrzeć na członka swojej rodziny leżącego na noszach nieprzytomnego. Czułam się trochę winna za to co się stało . Wiecznie nie ma mnie w domu. Dziadek to starsza już osoba i przyjeżdżając tu wiedziałam, że będę musiała mu pomagać . A ja co? Imprezy, mecze, treningi, szkoła . Ciągle nie ma mnie w domu. Ciągle jestem nieobecna . Przez ten czas nie było mnie dla niego. Czułam się winna. Może gdybym była w domu częściej zauważyłabym, że dziadek nie najlepiej się czuję i możliwe, że nie skończyło by się to zawałem. Jestem wdzięczna pani Elizabeth. Gdyby jej w tamtej chwili nie było przy nim to nie wiem co by teraz było. Nawet nie chcę o tym myśleć.
-Roxanne ! -krzyknął ktoś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam postać Louis'a. Trzymał w ręce telefon. Podszedł do mnie.
-Louis?!-zdziwiłam się na widok chłopaka i otarłam szybko łzy.
-Dlaczego nie odbierasz telefonu? Miałaś mi napisać . Pamiętaj, że ja tak łatwo nie odpuszczę! Muszę zobaczyć was w akcji! -mówił entuzjastycznie. Niestety, ja nie podzielałam jego radości.
-Coś się stało? -zapytał widząc moją minę  i zaszklone oczy.
Popatrzałam na niego . Nie wytrzymałam i rozpłakałam się jak małe dziecko. "
-Mój dziadek jest w szpitalu. Miał zawał -powiedziałam przez płacz. Louis wytrzeszczył oczy i przytulił mnie do siebie.
-Przepraszam, Lou muszę teraz jechać to szpitala. Mecz jest jutro na 14 -odpowiedziałam chłopakowi i oderwałam się od niego.
-I jak masz zamiar się tam dostać ? -zapytał .
-Wezmę taksówkę -odpowiedziałam .
-Nie weźmiesz taksówki. Zawiozę cię . -powiedział.
-Nie Louis . Masz na pewno swoje sprawy, poradzę sobie.-odpowiedziałam próbując wydusić z siebie jakiś uśmiech .
-To nie było pytanie . Mówię, zawiozę cię i bez gadania. Chodźmy . -powiedział i złapał mnie za rękę. Idąc przytulił mnie do siebie i ciągle powtarzał, że będzie dobrze. Dotarliśmy pod dom Tomlinson'a. W między czasie dostała sms'a od Camill, że zostanie u pani Elizabeth. Nie chciała zostawić jej w takim stanie sama . Lou otworzył drzwi od swojego domu i szybko złapał za kluczyki od auta. Weszliśmy do pojazdu . Podałam adres szpitala w którym znajdował się mój dziadek. Ruszyliśmy.
Louis pojawił się w doskonałym momencie. Ma wyczucie czasu i nigdy mu tego nie zapomnę.
__________________________________________________________________
I jak wam się podoba ? Przepraszam, że tak długo, ale ten tydzień miałam naprawdę zawalony. Mam nadzieję że rozdział się podoba. CZYTASZ-KOMENTUJ to naprawdę wielka motywacja z waszej strony do dalszego pisania. Przypominam, że każdy może skomentować :) Bardzo dziękuję za ostatnie komentarze . Bardzo miło się czyta takie rzeczy . Pozdrawiam xx
/Roxanne . xx

środa, 2 października 2013

,, ... No to czujemy się zaproszeni''

Weszliśmy do Milkshake i usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików. Chłopcy od razu zwrócili uwagę innych. Do naszej grupy podeszło kilka dziewczyn i poprosiło kolejno o zdjęcie z nimi. Niall, Zayn, Harry, Louis i Liam zaczęli pozować do zdjęć ze swoimi fankami. My stałyśmy obok. 
-Lou, może my pójdziemy już zamówić?- zaproponowałam brunetowi, a ten pokiwał potakująco głową.  Chłopcy podali nam zamówienia i ruszyłyśmy w stronę lady za którą stała sympatycznie wyglądająca starsza pani. Przyglądała się pozującym chłopakom. 
-A ty Harry co chcesz? – w pewnym momencie odwróciła się moja przyjaciółka. Przewróciłam oczami.
-Cam idziesz? –powiedziałam nerwowo do dziewczyny.
-Poczekaj jeszcze Harry. –uspokajała mnie Camill . Nie udało jej się to, niestety.
-Spokojnie zamówię sobie sam –powiedział z dziwnym uśmiechem na twarzy.
Podeszłyśmy do lady by złożyć zamówienia. Czekałyśmy właśnie na shake’i . Niall, Zayn, Louis, Liam i Harry siedzieli już przy stoliku.
-Poradzę sobie .Idź już do nich –zwróciłam się do Camill. Ta uśmiechnęła się i poszła do stolika przy którym siedzieli nasi znajomi. Odwróciłam się z powrotem do lady i oparłam się o nią . Patrzałam na posypki do lodów. Wolałam patrzeć się na nie niż ciągle wlepiać wzrok w chłopaków. Nagle ktoś stanął obok mnie. Tak, był to Harry. Przyszedł zamówić swojego shake’a .
-Czekoladowego –powiedział do sprzedawczyni ukazując swoje dołeczki w policzkach. Starałam się na niego nie patrzeć.
-Roxanne. –powiedział na jednym tonem.  Podniosłam wzrok na stojącego obok bruneta.
-Co? –odpowiedziałam lodowato.
-Możesz przestać . Dlaczego ty mnie tak nienawidzisz? –zapytał opierając się o ladę . Zmierzyłam go wzrokiem i zignorowałam.
-Słyszysz? –zapytał ponownie. Przewróciłam oczami .
-Już to przerabialiśmy –powiedziałam. Styles nic już nie odpowiedział. Nagle miła starsza pani położyła na ladę tacę z zamówionymi shake’ami. Wzięłam ją. Była ciężka. Więc szłam bardzo powoli. Popatrzałam kontem oka na stolik przy którym siedzieli Niall, Liam, Zayn i Louis oraz Camill. Byli rozgadani i chyba nawet mnie nie zauważyli. Skupiłam się na tym by donieść shake’i w całości. Nagle ktoś chwycił za tacę od spodu. I znowu był to Styles.
-Poradzę sobie –powiedziałam krótko.
-Nie wydaje mi się . –powiedział . Przejął shake’i i ruszył w kierunku stolika. Usiadł obok Lou.
-Dzięki –odezwałam się niechętnie.  Uznałam, że jednak dobrze było by podziękować za pomoc mimo wszystko.
-Nie ma za co –powiedział serdecznie się uśmiechając . Usiadłam obok. Bo tylko tam było wolne miejsce.  No cóż, trudno. –pomyślałam. Wszyscy bardzo dobrze się bawili i śmiali . Ja siedziałam i grzebałam w telefonie jak to zwykle gdy mi się nudzi. Po chwili na ekranie wyskoczyła mi wiadomość .
‘’TRENING GODZINA 19.00 PRZED MECZEM . OBOWIĄZKOWO. NIE ZAPOMNIEĆ’’ przeczytałam informacje która okazała się przypomnienie. Spojrzałam na zegarek . 17.36. O cholera!
-Camill , trening –powiedziałam do przyjaciółki nieco wystraszona. Wiedziałam, że trener nam nie odpuści . Jest bardzo surowy.
-Cholera! –rzuciła  Camill podrywając się na równe nogi.
-Przepraszamy was . Głupia sytuacja –powiedziałam patrząc na Lou.
-Nie wiem jak wy chłopaki, ale ja strzelam focha –powiedział zakładając ręce na pierś i spoglądając kolejno na członków zespołu.
-No ej Lou –powiedziałam.
Ten tylko przekręcił głowę w bok i zamknął oczy. Serio? Obraził się ?
-No tylko żartowałem –powiedział po chwili uśmiechając się. Odetchnęłam z ulgą. Naprawdę wydawał się być bardzo fajnym facetem.
- Odprowadzimy was –powiedział Zayn. Popatrzałam na Camill, a ona uśmiechnęła się . Wszyscy ruszyliśmy się z miejsc. Nagle Harry wyciągnął z kieszeni telefon i popatrzał poważnie na wyświetlacz.
-Ja was bardzo przepraszam, ale muszę iść –powiedział i pośpiesznie wyszedł z milkshake.
-Ta. Królowa lodu wzywa –burknął oburzony Louis.
-Oj daj spokój stary! To jego życie . Nic nie poradzisz –klepnął go w ramię Liam.
Wszyscy poszliśmy w kierunku lodowiska. Chłopcy odprowadzili nas pod sam budynek. W między czasie opowiedziałyśmy im trochę o sobie i na odwrót. Wspomniałyśmy coś o meczu.
-No to czujemy się zaproszeni –powiedział Lou patrząc na mnie.
-Ale gdzie? –zdziwiłam się.
-Na jutrzejszy mecz… no chyba, że nie chcesz –powiedział patrząc gdzieś na ziemię i wkładając ręce do kieszeni swoich spodni.
-Jasne . Będziemy zaszczycone –powiedziałam ze śmiesznym głosem. Lou podniósł na mnie wzrok nie wyciągając rąk z kieszeni. Zaśmiał się cicho.
-No to jesteśmy umówieni –powiedział miło się uśmiechając.
-Lou ! Idziesz?! Czy chcesz iść jeździć na łyżwach razem z dziewczynami. –krzyknął Niall.
-Wolałbym nie, bo się zabiję! –krzyknął do nich.
-Łyżwy to nie moja mocna strona –dodał cicho, spoglądając na mnie.
Pożegnaliśmy się . Camill podeszła do mnie gdyż wcześniej rozmawiała z Liam’em. Obie popatrzałyśmy na siebie i wbiegliśmy na lodowisko. Weszłyśmy do szatni . Nikogo nie było, a z tafli słychać było donośny głos trenera. Jasna cholera . Będzie źle. –pomyślałam. Przebrałyśmy się i zawiązałyśmy łyżwy  Wybiegłyśmy z szatni i weszłyśmy na taflę.
-Clouster ! Vein ! Do mnie! –zawołał ostrym głosem trener, a my podjechałyśmy do boksu w którym stał. Miałach ochotę się przeżegnać, bo wiedziałam, że otrzymamy niezłą burę . Bez tego na pewno się nie obejdzie. W sumie trochę na to zasłużyłyśmy . Jutro mecz, a my spóźniamy  się na trening. Miałam tylko nadzieję, że nas nie zawiesi. Głupio było by sobie jutro nie pograć . Zwłaszcza, że mają przyjść na ten mecz Liam, Niall, Zayn i Louis.
-Która godzina! ? –zapytał patrząc to raz na mnie to na Camill . Popatrzałam na swoją przyjaciółkę.
-18.13 –wyprzedził nas trener.
-O której zaczyna się trening?! –zapytał ponownie równie surowym głosem.
-o osiemnastej –powiedziałyśmy cicho, ale równocześnie.
-O której?! –wydarł się trener.
-O osiemnastej –powiedziałyśmy głośniej.
-To co jest powodem waszego spóźnienia!? –zapytał trener nie spuszczając tonu.
Popatrzałyśmy na siebie z Camill .
-No słucham ! –warknął. Odpowiedzi nie usłyszał.
-Słuchajcie. Jutro ważny mecz, a wy spóźniacie się na trening. Macie szczęście, że jestem wyrozumiały . To wasze pierwsze spóźnienie więc was nie zawieszę ! –powiedział Odetchnęłyśmy z ulgą.
-A teraz już ! Dołączcie do pozostałych . –powiedział a my ruszyłyśmy na lód.
-I żeby mi to było ostatni raz!!! –krzyknął jeszcze na koniec. Zaczęłyśmy trening.
______________________________________________________________
No witam . Dziękuję za ostatnie komentarze. To bardzo motywuje do pisania :) CZYTASZ -KOMENTUJ ! Dziękuję za pięciu obserwatorów. Mam nadzieję, że na laurach się nie skończy i komentarzy oraz obserwatorów będzie przybywać xx.
Pozdrawiam ROXANNE  xx