piątek, 11 października 2013

Zawsze potrafi znaleźć się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie...

Udałyśmy się do szatni . Byłyśmy wyczerpane. Ruszyłyśmy pod prysznic i przebrałyśmy się w normalne ciuchy. Nasze stroje i łyżwy przyszykowałyśmy już na swoich wieszakach. W szatni panował chaos. Wszystkie dziewczyny były podekscytowane jutrzejszym meczem. Nie mam pojęcia skąd brały siłę na wygłupy i głośne rozmowy, bo ja osobiście byłam wykończona. Marzyłam tylko o moim łóżku i jak najszybszym śnie. Wraz z Camill wyszłam z szatni i bez słowa ruszyłyśmy do domu. Całą drogę milczałyśmy. Podejrzewam, że ze zmęczenia nie mogłyśmy nawet otworzyć ust. Jutro bardzo ważny mecz dla nas i naszej drużyny. Gramy naprawdę z dobrą drużyną z Dartford, który leży obecnie niedaleko Londynu. Są naprawdę nieźli. Bardzo zależy nam na wygranej, bo to jedyna przepustka do dalszych meczów.
Byłyśmy już prawie pod domem, gdy nagle spostrzegłam karetkę pogotowia stojącą przed naszym domem. Camill popatrzała na mnie tym swoim wzrokiem. Dziadek! Moją głowę przechodziły najczarniejsze scenariusze, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Serce waliło mi jak oszalałe. Obie zerwałyśmy się i pobiegłyśmy w stronę naszego mieszkania. Przed naszym domem stała również nasza sąsiadka. Dobra i przemiła starsza pani, która bardzo często przebywała z moim dziadkiem. Nie, to nie to co myślicie. Byli po prostu bardzo dobrymi przyjaciółmi i zawsze mogli na sobie polegać. Przyjaźń damsko-męska istnieje. Przynajmniej na przykładzie mojego dziadka i pani Elizabeth, bo właśnie tak miała na imię. Pani Elizabeth stała obok schodków prowadzących do domu. Zakrywała twarz dłońmi i po wyrazie jej twarzy można było wywnioskować, że stało się coś naprawdę bardzo złego. Zauważyła nas. Szybko zerwała się i podeszła do nas.
-Dziewczyny! Oni nic nie chcą mi powiedzieć! -mówiła przez płacz starsza pani.
-Ale co się stało ? -zapytałam roztrzęsiona patrząc na płaczącą sąsiadkę.
-Byliśmy na spacerze. Twój dziadek źle się poczuł . Nie wyglądało to groźnie . Ale wróciliśmy do domu. Poszłam do kuchni zrobić herbatę gdy nagle usłyszałam huk! Wróciłam do salonu gdzie był twój dziadek Roxanne i zastałam go leżącego na podłodze . Przestraszyłam się i wezwałam pogotowie. A teraz nie chcą mi nic powiedzieć, bo uważają, że nie jestem rodziną i obowiązuje ich tajemnica lekarska. Przedstawiając się powiedziałam, że jestem waszą sąsiadką. -wyjaśniła pani Elizabeth co jakiś czas zanosząc się płaczem.
-Gdzie on jest? -zapytałam . Byłam przerażona. Nagle z naszego domu wyszedł lekarz . Bardzo dokładnie analizował jakieś notatki. Podbiegłam do niego, a moja przyjaciółka uspokajała panią Elizabeth.
-Co z moim dziadkiem!? -zapytałam krótko, ale stanowczo i na temat.
-A pani jest? -podniósł niechętnie wzrok na moją osobę . Mówił ze stoickim spokojem gdy ja w tym czasie umierałam ze strachu o mojego dziadka.
-Wnuczką! -prawie wykrzyczałam.
-Mhm ... no tak pani sąsiadka wspominała coś . -jeszcze chwila i wyszłabym z siebie.
-Wiemy tylko tyle, że pani dziadek miał zawał . Zabieramy go do szpitala . Zrobimy szczegółowe badania i dowiemy się więcej . Na chwilę obecną tylko tyle jestem w stanie pani powiedzieć .-powiedział i spojrzał za siebie . Właśnie wynosili mojego dziadka na noszach do karetki. To było straszne. Dowiedziałam się tylko jaki adres nosi szpital do którego wiozą mojego dziadka i postanowiłam tam pojechać. Razem z Camill miałyśmy tylko trochę się ogarnąć po treningu i zaraz jechać do szpitala. Camill poszła odprowadzić panią Elizabeth. Widziałam tylko jak pakują jeszcze mojego dziadka do karetki i jadą do szpitala. To naprawdę okropny widok patrzeć na członka swojej rodziny leżącego na noszach nieprzytomnego. Czułam się trochę winna za to co się stało . Wiecznie nie ma mnie w domu. Dziadek to starsza już osoba i przyjeżdżając tu wiedziałam, że będę musiała mu pomagać . A ja co? Imprezy, mecze, treningi, szkoła . Ciągle nie ma mnie w domu. Ciągle jestem nieobecna . Przez ten czas nie było mnie dla niego. Czułam się winna. Może gdybym była w domu częściej zauważyłabym, że dziadek nie najlepiej się czuję i możliwe, że nie skończyło by się to zawałem. Jestem wdzięczna pani Elizabeth. Gdyby jej w tamtej chwili nie było przy nim to nie wiem co by teraz było. Nawet nie chcę o tym myśleć.
-Roxanne ! -krzyknął ktoś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam postać Louis'a. Trzymał w ręce telefon. Podszedł do mnie.
-Louis?!-zdziwiłam się na widok chłopaka i otarłam szybko łzy.
-Dlaczego nie odbierasz telefonu? Miałaś mi napisać . Pamiętaj, że ja tak łatwo nie odpuszczę! Muszę zobaczyć was w akcji! -mówił entuzjastycznie. Niestety, ja nie podzielałam jego radości.
-Coś się stało? -zapytał widząc moją minę  i zaszklone oczy.
Popatrzałam na niego . Nie wytrzymałam i rozpłakałam się jak małe dziecko. "
-Mój dziadek jest w szpitalu. Miał zawał -powiedziałam przez płacz. Louis wytrzeszczył oczy i przytulił mnie do siebie.
-Przepraszam, Lou muszę teraz jechać to szpitala. Mecz jest jutro na 14 -odpowiedziałam chłopakowi i oderwałam się od niego.
-I jak masz zamiar się tam dostać ? -zapytał .
-Wezmę taksówkę -odpowiedziałam .
-Nie weźmiesz taksówki. Zawiozę cię . -powiedział.
-Nie Louis . Masz na pewno swoje sprawy, poradzę sobie.-odpowiedziałam próbując wydusić z siebie jakiś uśmiech .
-To nie było pytanie . Mówię, zawiozę cię i bez gadania. Chodźmy . -powiedział i złapał mnie za rękę. Idąc przytulił mnie do siebie i ciągle powtarzał, że będzie dobrze. Dotarliśmy pod dom Tomlinson'a. W między czasie dostała sms'a od Camill, że zostanie u pani Elizabeth. Nie chciała zostawić jej w takim stanie sama . Lou otworzył drzwi od swojego domu i szybko złapał za kluczyki od auta. Weszliśmy do pojazdu . Podałam adres szpitala w którym znajdował się mój dziadek. Ruszyliśmy.
Louis pojawił się w doskonałym momencie. Ma wyczucie czasu i nigdy mu tego nie zapomnę.
__________________________________________________________________
I jak wam się podoba ? Przepraszam, że tak długo, ale ten tydzień miałam naprawdę zawalony. Mam nadzieję że rozdział się podoba. CZYTASZ-KOMENTUJ to naprawdę wielka motywacja z waszej strony do dalszego pisania. Przypominam, że każdy może skomentować :) Bardzo dziękuję za ostatnie komentarze . Bardzo miło się czyta takie rzeczy . Pozdrawiam xx
/Roxanne . xx

5 komentarzy:

  1. o matko! Jak ja jej serdecznie współczuję...mam nadzieję, że z jej dziadkiem będzie wszystko okej :(
    Dobrze, że Lou się pojawił i z nią pojechał. Przynajmniej nie będzie sama w szpitalu...zawsze to jakieś wsparcie :)
    świetny rozdział , zresztą jak każdy, więc co tu więcej pisać :)
    pozdrawiam i do zobaczenia ;*
    ♥♥♥
    http://justgivemeafreelove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. smutny odcinek. dobrze, że chociaż Louis okazał się niezwykle pomocny i opiekuńczy. dobrze, że jej nie zostawił. zawał - to brzmi poważnie.
    pozdrawiam ciepło i czekam na następny. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczuję Roxanne, ale ona też nie może się o wszystko obwiniać... Zobaczymy jak to będzie w kolejnym rozdziale. Louis... Świetna postawa, tylko pogratulować. Fajnie, że potrafił postawić się na jej miejscu i jakoś pomóc. Będzie teraz potrzebowała czyjegoś wsparcia zwłaszcza, że Camill została z tą sąsiadką.
    Jestem naprawdę ciekawa co będzie działo się dalej :)
    Bardzo fajny rozdział :) Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale już się gubię w tej liście czytelniczej :P
    Pozdrawiam ciepło i życzę wytrwałości na kolejny tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na rozdział 19 i zapoznanie się z krótką informacją pod nim:) Liczę na szczere opinie;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, może się nie znam. Może, i nie byłam w Londynie, i może dlatego ta wieża z zegarem kojarzy mi się z "Harry'm Potter'em":)
    Zapraszam przy okazji do siebie, na bloga nie o Harry'm, choć wiersz o nim też się znajdzie:)

    OdpowiedzUsuń