wtorek, 24 grudnia 2013

Zostaję...

Kompletnie nie wiedziałam jak mam się zachować. Bałam się nawet spojrzeć w jego oczy. Dotąd uważałam go tylko za przyjaciela. Nie znamy się za długo.
-Louis .. ja..-wydusiłam z siebie.
-Daj spokój. Nic nie mów. Rozumiem. -uśmiechnął się. Byłam trochę zdezorientowana. Zapadła niezręczna cisza. Louis patrzał w podłogę.
-No to jak idziesz na dół ? -przerwał milczenie brunet.
Spojrzałam na niego. A on popatrzał znów w moje oczy. Wymiękłam. Spojrzałam na podłogę.
-Zaraz do was zejdę. -powiedziałam nie podnosząc wzroku.
Nic nie odpowiedział wyszedł z pokoju zostawiając uchylone drzwi jak były.  Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Postanowiłam zejść na dół do reszty .
Zeszłam po schodach i moim oczom ukazała się grupka osób. Od razu skierowali wzrok na moją osobę. W tym także Louis. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił to tym samym.
-Wiem, że to nie jest najlepsza chwila na takie uwagi, ale czy my o czymś nie wiemy?-zapytał Liam spoglądając podejrzliwie na Tomlinsona. Ten zaś kątem oka popatrzał na niego.
-Nie Liam, wiesz o wszystkim -powiedziałam.
Camilla podniosła głowę i popatrzała na mnie. Czułam się jakbym właśnie została prześwietlona rentgenem czy coś w tym rodzaju. Przed nią nic nie mogłam ukryć. Zawsze wiedziała o wszystkim pierwsza i zawsze mogłam liczyć na jej pomoc w każdej sytuacji.

Chłopcy zostali z nami do wieczora. Około godziny dwudziestej drugiej wyszli. Zostałam sama z Camillą.
Porozmawiałyśmy o całej sytuacji z dziadkiem.
-Damy sobie radę . Pamiętasz? Wyjazd do Londynu był naszym marzeniem . Nie zrezygnuje z tego, nie wiem jak ty. Ale jestem pewna, że twój dziadek by tego nie chciał. Wiedział ile znaczy dla nas hokej. Co jak co, ale on wiedział to najlepiej. Poradzimy sobie. -powiedziała przytulając mnie do siebie. Jednak ja to wiedziałam. Nie zrezygnuje z całej tej przygody. Wiem, że będzie ciężko. Wiem, ale nie poddam się. Nie teraz. Pewnie gdyby nie hokej i nie to, że poznałam tutaj fantastyczne osoby to wyjechałabym stąd z powrotem do Polski. Do tego nudnego Wrocławia i zaczęłabym tam wszystko od początku. Ale za wiele mnie tutaj trzyma. Miejmy tylko nadzieję, że rodzice pozwolą mi tutaj zostać. Bo jakby nie patrzeć mam siedemnaście lat i oni decydują za mnie i biorą za mnie odpowiedzialność. Bałam się .
-Wiem, zostaję .-powiedziałam pewnym głosem wpatrując się w kubek herbaty stojącej na stoliku na przeciwko nas.
-Czujesz coś do Louis'a? -zapytała. Natychmiastowo wyrwało mnie to z zamyślenia. Popatrzałam  na moją przyjaciółkę.
-Czyś ty zgłupiała ! Mówiłam ci . Nigdy więcej nie chcę się zakochać. Nigdy. -powiedziałam lekko podniesionym głosem. Camilla zaśmiała się. Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy więcej się nie zakocham. Że zostanę sama do końca. Że będę wiecznie imprezować i bawić się w najlepsze. Żadnych stałych związków. Ale... chyba sama powoli przestaję w to wierzyć.
-Znam cię Roxanne. -odpowiedziała triumfalnie. Wiedziała, że ma rację. Ale ja i tak zapierałam się rekami i nogami. Wypierałam się jak tylko mogłam.
-Wiesz, że nawet dziadek powiedział, że to fajny chłopak. -powiedziała.
-Jesteś okropna. -zaśmiałam się
-A jednak! -krzyknęła. Pokręciłam głową na znak niedowierzania.
___________________________________________________________________________
Rozdział krótki, ale jest. Mam nadzieję, że się podoba. Chciałam dodać coś przed Nowym Rokiem . Kolejny rozdział ( już dłuższy) pojawi się w styczniu.CZYTASZ-KOMENTUJ. XX Skoro są święta to i życzenia, nie? A więc.

Dużo miłości i ciepła w tym szczególnym dniu. Dużo prezentów pod choinką. Spełnienia najskrytszych marzeń i dążenia do spełnienia postawionych przez siebie celów, a przede wszystkim dużo zdrowia i uśmiechu na twarzy. Żeby nadchodzący rok był jeszcze lepszy od tego. Żebyście spędzili te święta w gronie swoich najbliższych i przyjaciół.
 ~Roxanne xx
Chciałam Wam strasznie podziękować za 11 obserwatorów i tyle komentarzy ! To naprawdę dla mnie wiele! Dziękuję ! xx
Ehh nigdy nie byłam dobra w składaniu życzeń no, ale cóż.
I jeszcze jedno...
Wiem, że tego nigdy nie przeczytasz, ale WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO LOUIS ! 
-,,Wanna be a teenager forever!''

sobota, 14 grudnia 2013

Niech będzie dobrze. Ogarnijmy ten bałagan. Ogarnijmy nasze uczucia.

Nie mogłam powstrzymać płaczu. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Louis nie wypuszczał mnie z objęć. Nic nie mówił. Po prostu mnie przytulił.
-Usiądź -powiedział wskazując na jedno z krzeseł, które stały w poczekalni. Usiadłam, a zaraz obok spoczął mój przyjaciel. Znów mnie objął. Nadal nic do mnie nie docierało. Bałam się, że będę musiała wszystko zostawić i wrócić do polski. Przecież sama sobie nie dam tutaj rady. Rodzice puścili mnie tu tylko ze względu na dziadka. Wiedzieli, że będę tu pod najlepszą opieką. Także dzięki niemu, zaczęłam trenować hokej i również dzięki niemu pokochałam ten sport. Sam był hokeistą. Wiedział co przeżywam podczas każdego meczu. Wiedział jak wielki wysiłek trzeba włożyć w to co się robi by stać się najlepszym i wygrać. Wiedział jak trudna potrafi być czasami praca zespołowa. Jakie uczucie ogarnia mnie podczas każdego sukcesu, ale również i porażki. Tylko on z całej mojej rodziny mnie rozumiał.  Uwielbiałam słuchać jego historii. Potrafił bardzo ciekawie opowiadać o swoich przeżyciach oraz o babci. Co ciekawe nigdy nie wspominał mi o moich rodzicach mimo iż tyle razy go o to wypytywałam. Zawsze miał jakąś wymówkę i zmieniał temat.
-Roxanne, przyniosę ci wody -wyrwał mnie z zamyśleń Tomlinson.
-Nie, Louis nie trzeba. -powiedziałam ocierając łzy.
-Pojedźmy do domu. Trzeba wszystko powiedzieć Camill. To na pewno też nie będzie dla niej łatwe. -chwycił moją dłoń.
-T-tak masz rację. Jesteśmy dla siebie jak siostry, a mój dziadek traktuje... to znaczy traktował ją jak własną wnuczkę, a ona traktowała go jak członka swojej rodziny. -powiedziałam tłumacząc.
-Był wspaniałym człowiekiem-oznajmił Tomlinson ściskając mocniej moją dłoń.
-Wiem o tym -powiedziałam drżącym głosem. Louis uśmiechnął się troskliwie.
Oboje wyszliśmy ze szpitala.

Przez całą drogę próbowałam ułożyć sobie scenariusz co mam powiedzieć Camill. Bez skutku. Droga ze szpitala do mojego domu zawsze strasznie się dłużyła. Tym razem było inaczej. Nim się obejrzałam byliśmy już pod domem. Wysiadłam z auta i popatrzałam na budynek. Dziwnie się poczułam. Pod domem stało czarne porshe Harry'ego. Podejrzewam, że seans filmowy został przeniesiony do nas.
-Może chcesz, żebym ja jej to powiedział?-zapytał Lou.
-Zbyt dużo mi już pomogłeś, Louis.-odpowiedziałam. Nie odezwał się. Weszliśmy do środka. Z salonu dobiegały radosne komentarze Harry'ego  i przezabawny śmiech Niall'a, który niestety w tym momencie nie wywołał nawet drgnięcia kącika moich ust. Weszłam wraz z Louis'em do salonu gdzie przebywali goście wraz z Camill. Poważnie popatrzałam na moją przyjaciółkę. Ona spojrzała na mnie tak jak i cała reszta.
-Rox wszystko w porządku?-zapytała. Nim zdążyłam jej cokolwiek powiedzieć, spojrzałam na fotel w którym zawsze siedział dziadek. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się. Camill chyba wyczuła o co chodzi.
-O boże! -zakryła twarz rękoma. Chłopcom spoważniały miny.
-Przepraszam -powiedziałam i szybko pobiegłam na górę.

*PERSPEKTYWA LOUIS'A*

Wiedziałem jak to przeżywa. Chciałem być dla niej wsparciem. Chciałem zrobić wszystko żeby tylko nie płakała. To jest teorytycznie niemożliwe w takiej sytuacji, ale będę przy niej. Postanowiłem pójść na górę do jej pokoju. Zobaczyłem uchylone drzwi. Roxanne siedziała na podłodze opierając się o łóżko i trzymając w dłoni jakieś zdjęcie. Podszedłem do niej i usiadłem obok. Popatrzałam na zdjęcie, które trzymała Roxanne. Fotografia przedstawiała małą dziewczynkę i jakiegoś mężczyznę. Oboje mieli na sobie szaliki z napisem ''JKH WROCŁAW'' .
-To ty?-zapytałem.
-Tak z dziadkiem. Często zabierał mnie na mecze. Od tego się zaczęło. Moja przygoda ze sportem. Dzięki niemu tu jestem.-powiedziała Roxanne wpatrując się w zdjęcie. Nie wiedziałem co mam powiedzieć.
-Nie będę użalać się nad sobą. On by tego nie chciał.-powiedziała nadal patrząc w fotografię. Uśmiechnąłem się. I o takie nastawienie mi chodziło.

*PERSPEKTYWA ROXANNE*

Dziadek zawsze powtarzał mi, że gdy kiedyś go zabraknie mam robić to co nadal robię i być silna. Zamierzam się tego trzymać choć wiem, że to nie będzie łatwe. Wstałam z podłogi i odłożyłam zdjęcie na swoje miejsce. Przejechałam opuszkiem kciuka po fotografii. Patrzałam w okno. Chwilę później poczułam czyjeś ręce na swojej talii. Był to Louis. Odwróciłam się do niego przodem.
-Co ty robisz? -zapytałam. Byłam zdezorientowana. Louis nic nie mówił. Patrzał tylko w moje oczy. Po chwili poczułam ciepłe usta bruneta na swoich...
____________________________________________________________________
Rozdział dodany. Jak zaskoczeni? Podobał się? Piszcie w komentarzach . Ostatnio było ich dużo za co ogromnie Wam dziękuję. Jest to dla mnie ogromna motywacja. Bardzo bardzo bardzo Wam dziękuję jeszcze raz :) Pozdrawiam xxxxxxxxxxxx

sobota, 30 listopada 2013

,,Miłość jest tylko przyzwyczajeniem z którego trudno się uwolnić.''

Chłopcy wybrali jakiś horror,ale z nimi nawet najstraszniejszy film staje się komedią. Harry cały czas komentował wygląd bohaterów filmu. Po jakimś czasie zaskoczył nas dzwonek do drzwi. Tomlinson wstał. Wyraźnie był zaskoczony. Chyba nie spodziewał się innych gości. Usłyszałam damski głos. Po chwili w holu który sąsiadował z salonem w którym oglądaliśmy film ukazała się wysoka, długowłosa brunetka. Louis zaprowadził ją do drugiego pokoju.
-To Eleanor...-wyjaśnił Niall.
Popatrzałam na moją przyjaciółkę. Wiedziałam, że ta dziewczyna strasznie zraniła Louisa, ale nie chciałam się w to mieszać. To jego sprawa. Piętnaście minut później Eleanor znów pojawiła się w holu. Tym razem bez Louisa.  Popatrzała na naszą grupkę po czym wyszła.  Tym razem bez zastanowienia wstałam z ogromnej kanapy i skierowałam się do sąsiedniego pokoju. Nikogo w nim nie było. Obok znajdowała się kuchnia. Weszłam do niej i zobaczyłam  Louisa opierającego się o blat kuchenny. Był zamyślony i widocznie nie w najlepszym humorze. Nawet nie zauważył kiedy weszłam do pomieszczenia.
-Wszystko w porządku? -zapytałam cicho.
-Tak-odpowiedział krótko. Nie wierzyłam mu .Nikt w dobrym humorze nie siedzi sam zamyślony w kuchni a szczególnie po odwiedzinach swojej byłej.
-Nie kłam -powiedziałam i podeszłam do niego. Także oparłam się o blat. Lou popatrzał na mnie a potem ponownie skierował wzrok na podłogę.
-Wiem, że to nie moja sprawa, ale kim była ta dziewczyna i czego chciała?- Dobrze wiedziałam kim ona była, ale chciałam żeby sam mi to powiedział. Może nie znamy się za długo, ale traktuję go jak bardzo dobrego kolegę. Może nawet przyjaciela. Wspiera mnie teraz, gdy mój dziadek leży w szpitalu. Pociesza mnie gdy jest gorzej. Chyba właśnie o to chodzi w przyjaźni, prawda?
Westchnął, po czym popatrzał na mnie.
-To Eleanor. Moja była dziewczyna. Przyszła, żeby mnie przeprosić . Chciała do mnie wrócić...-zaczął.
-Wybaczyłeś jej?- zapytałam. Bałam się odpowiedzi. Nie chciałam, żeby cierpiał. Jest naprawdę fajnym facetem i zasługuje na kogos lepszego niż ona. Przecież jak się kogoś kocha to się z nim jest mimo wszystko, a nie rozgląda za innymi. Po za tym dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi.
-Nie, ale było blisko żebym to zrobił. -odpowiedział.
-Kochasz ją? -zapytałam niepewnie.
-Chyba nie. To jest to cholerne przyzwyczajenie od którego trudno się uwolnić. -powiedział pewnym głosem.
-Ale jest to wykonalne-próbowałam go pocieszyć. Wiedziałam, że mam rację, przecież wiem to z własnego doświadczenia.
-Może faktycznie masz rację-westchnął
-No jasne, że mam.- Byłam ciekawa co stało się z tym chłopakiem od Eleanor, ale postanowiłam odpuścić. Nie chciałam go bardziej dołować i wypytywać o tą dziewczynę.
Uśmiechnęłam się do chłopaka.
-No dobra. Muszę się zbierać. Jadę do dziadka. Trzeba mu powiedzieć o tej porażce na meczu i przyznać się, że jednak zrobiłam mu wstyd.-zaśmiałam się.
-Nie było tak źle. Odwiozę cię-powiedział Tommo.
-Nie. Dziękuję ci za wszystko. Pojadę autobusem. -uśmiechnęłam się. Za dużo dla mnie już zrobił. Przecież nie est moją taksówką.
-I znowu to samo. Ja wcale nie pytałem. Po prostu mówię, że cię odwiozę. -zaczął się śmiać. Już miałam przedstawić mu swoje argumenty, gdy nagle wtrącił się Louis.
-Nie zniosę sprzeciwu.
-Louis. Ty serio nie masz nic innego do roboty? -zapytałam.
-Mamy kilka dni wolnego. -powiedział łapiąc za kluczyki do auta.
                                                                   ~~♥~~
Ja i Louis byliśmy już na miejscu.  Pod szpitalem jak zawsze panował gwar. Jeżdżące karetki i zabiegani ludzie. Zupełnie jak w jakimś serialu.  Londyn to naprawdę żywe miasto.  Dzieje się tu znacznie więcej niż w moim mieście w Polsce.
Cieszę się, że z moim dziadkiem już lepiej. Mam nadzieję, że niedługo wróci do domu i wszystko będzie jak dawniej. Weszliśmy do szpitala. Od razu skierowaliśmy się do sali w której leżał mój dziadek, a przynajmniej miał leżeć.
Nie było go. Ogromnie się przestraszyłam. Od razu ja i Lou pobiegliśmy do lekarzy. Skierowali nas do recepcji. Powiedzieli nam, że mój dziadek właśnie jest na sali operacyjnej. Podobno jego stan uległ poważnemu pogorszeniu i konieczna była operacja.
*TRZY GODZINY PÓŹNIEJ*
Siedzieliśmy pod salą operacyjną. Louis cały czas mnie uspokajał, ale ja i tak nie mogłam usiedzieć w  miejscu. To oczekiwanie mnie zabijało.
Nagle z sali wyszedł lekarz. Popatrzał na nas. Czas jakby się zatrzymał. Pokręcił zawiedziony głową. Rozpłakałam się, a Louis od razu mnie przytulił. Od lekarza usłyszałam tylko '' Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. Niestety nastąpił wylew i było już za późno. Przykro mi''. Jemu jest przykro? Musiał tak powiedzieć ! Tak naprawdę miał to gdzieś! A moja najbliższa osoba poza Camill i Louis'em po prostu odeszła. Nie trafiało to do mnie. On umarł...
___________________________________________________________________
I jak wam się podoba? Przepraszam, że tak długo, ale mam koszmarne kłopoty z komputerem. Nawet nie wiecie jak ciężko się pisze bez niektórych klawiszy i tnącym się internecie. Można oszaleć. Z góry przepraszam jeśli pojawiły się jakieś błędy.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :)
CZYTASZ-KOMENTUJ !  Pozdrawiam xxx

środa, 13 listopada 2013

''Wy razem w jednym aucie?! I to nie wybuchło?! ...''

-Taylor mnie zostawiła, a mi nadal na niej zależy. Nie wiem co mam robić. -powiedział ponuro Harry. I co ja miałam mu powiedzieć? ,,Harry wszystko będzie dobrze?''. To b nic nie dało. Pewnie nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Wiem co czuje. Jakiś czas temu też na kimś mi zależało. Nieważne.
-Nie przejmuj się. Zasługujesz na kogoś lepszego. Nie jest jedyną dziewczyną na tym świecie. Co jak co, ale ty Harry Styles z One Direction nie powinieneś narzekać na brak zainteresowania wśród dziewczyn. -Zaśmiałam się, a na twarzy Styles'a zagościł lekki uśmieszek. Dobre i tyle -pomyślałam. Miłość? Po co to komu. Przez to tylko się cierpi i nic więcej. Albo tylko przez chwilę jest się szczęśliwym, a potem i tak się coś zepsuje. Bez sensu. Harry po chwili niezręcznej ciszy podniósł na mnie swój wzrok. Dopiero teraz mogłam w pełni dostrzec jego tęczówki. Oczy miał naprawdę bardzo ładne, ale to nie zmienia faktu, że to Harry.
-No co się tak gapisz?-uśmiechnęłam się.
-Może...-zaczął niepewnie, a ja przymrużyłam oczy jak to mam w zwyczaju w takich sytuacjach.
-Zaczniemy wszystko od początku? - dokończył nie spuszczając ze mnie wzroku. Błagam, nie patrz tak na mnie. Nienawidzę, gdy ktoś się we mnie wpatruje jak sroka w gnat. Jestem osobą która nie potrafi utrzymać kontaktu wzrokowego nawet przez kilka sekund. W sumie nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej to może warto zacząć ją jeszcze raz, tyle, że lepiej? Tak to dobry pomysł. Nie można wiecznie kłócić się i sprzeczać.
-Roxanne -wyciągnęłam przyjaźnie rękę do loczka.
-Harold Edward Styles- śmiesznie przedstawił się naśladując przy tym jakiegoś księcia bądź króla. Naprawdę mnie to rozbawiło. Dowodem na to był mój wybuch śmiechu.

*PERSPEKTYWA CAMILL*
-Louis słuchaj. Mamy popcorn, zamówimy pizzę. Po co nam te wszystkie rzeczy które zbiera z półek Niall?-zapytałam. Boże, myślałam, że tylko on jest takim żarłokiem, a tu się okazuje, że Lou też. No cóż najwyżej znów ja i Rox przytyjemy parę kilo więcej. Do wakacji postanowiłyśmy, że wyrobimy sobie mięśnie brzucha, ale coś czarno to widzę.
-Daj spokój to i tak mało-zaśmiał się Louis. Popatrzałam na niego z przerażeniem w oczach. Ten zaś zaczął się śmiać.
-No co nas mężczyzn jest aż pięciu-odezwał się Zayn. Postanowiłam tego nie skomentować. Poszliśmy już do kasy.

Po skończonych zakupach, które wyglądały jakbyśmy wybierali się na tygodniową wycieczkę, a nie na seans filmowy, wzięłam od Tomlinsona jedną z reklamówek. Biedak nie mógł sobie poradzić choć chłopcy wzięli od niego kilka by mu pomóc.
-Daj ja wezmę-nagle usłyszałam ciepły i uprzejmy głos Niall'a.
-Poradzę sobie.-uśmiechnęłam się do blondyna najładniej jak tylko potrafiłam
-Nie wątpię, ale pomogę ci-nalegał.
-Uważasz, że dziewczyna która zapiernicza z kijem po lodzie obijając innych o bandy nie da sobię rady z jedną małą reklamóweczką z zakupami? -zaśmiałam się.
-No wiesz ona nie jest taka mała. -zażartował Nialler. Popatrzałam na reklamówkę i na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech.
-Dobra wygrałeś-przekazałam zakupy blondynowi który posłał mi zwycięski uśmiech. Byliśmy już przy aucie chłopców.
*PERSPEKTYWA ROXANNE*
Oboje śmialiśmy się do łez. Harry opowiadał mi różne zabawne historie. Jedną z nich była opowieść o desce sedesowej którą dostał na urodziny od jednej z jego wielbicielek.
-Wy razem w jednym aucie?! I to nie wybuchło?!-zobaczyłam przed sobą postać mojej przyjaciółki z malującym się zdziwieniem na jej twarzy.
-Jak widać nie-uśmiechnęłam się szeroko, a zaraz za mną posłał swój uśmiech Harry.
-Czyli rozejm?-zapytał Louis pakując zakupy do bagażnika.
-Coś w tym rodzaju-odezwał się widocznie weselszy Styles.
-Ja nigdy nie zrozumiem kobiet-powiedział mało dziś rozmowny Liam.
-Nie tylko ty, nie tylko ty-odpowiedział mu Tomlinson. Wszyscy zajęli miejsca w aucie i ruszyliśmy do domu Louis'a. Całą drogę chłopcy wygłupiali się śpiewając jakieś bezsensowne piosenki, przepychając i dogryzając sobie nawzajem. Jak to chłopcy. Moim oczom ukazał się dość spory biały domek. Obok niego dobrze zadbany ogród z kwiatami i innymi takimi.
Wyszliśmy z auta i weszliśmy do środka. Dom Louis'a był naprawdę ładny i genialnie urządzony. Liam, Niall, Harry i Zayn czuli się jak u siebie. Zaraz rozpakowali jedzenie i zaczęli buszować w filmach przyjaciela.
-Choć my zamówimy pizzę-powiedział Louis i złapał mnie za rękę ciągnąc do kuchni. Camill pomagała wybierać chłopcom film.

Staliśmy w kuchni analizując ulotkę jakiejś pizzeri. W końcu postanowiliśmy zamówić klasyczną. Nagle z salonu usłyszeliśmy donośny głos Malik'a.
-Stary serio?! 27 sukienek ?! Co ty facet czy baba, że romansidła oglądasz.
-Obok masz horrory ! -wydarł się Tommo.
-Oglądasz takie filmy?-zapytałam ciekawa.
To nie moje. -powiedział wyciągając z szafki talerze.
-Zapomniałem oddać je Eleanor. -powiedział z widocznie wymuszonym uśmiechem. Zrobiło mi się cholernie głupio.
-Przepraszam -powiedziałam zakrywając rękoma twarz.
-W porządku, choć -powiedział ciepło. Ja zaś uśmiechnęłam się.
-Poważnie choć zanim znajdą coś gorszego-spoważniał Louis. Widząc moje zakłopotanie wybuchnął śmiechem.
_______________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale mam remont w domu i jest wielkie zamieszanie. Po za tym TONA nauki. Masakra . Mam nadzieję, że się podoba, bo mi osobiście zaczyna brakować weny ; /
Dziękuję za wszystkie motywujące komentarze : ) CZYTASZ-KOMENTUJ ! xx

piątek, 1 listopada 2013

Mecz cz. 2

Przegrywaliśmy z przeciwniczkami 4:2 w pierwszej tercji. Właśnie dobiegł jej koniec. Widziałam skwaszoną minę trenera. Wynik nie był taki zły. Zostały jeszcze dwie tercje.
Weszłyśmy do szatni. Usiadłyśmy na ławeczkach. Z torby treningowej wyciągnęłam wodę i upiłam kilka łyków.
-Dziewczyny to dopiero pierwsza tercja. Nic straconego, ale musicie wziąć się w garść jeśli chcecie to wygrać. Co ja też plotę ! Dziewczyny musimy to wygrać, bo inaczej koniec z finałami. -poprawił się trener. Wszystkie popatrzałyśmy po sobie. Nigdy jeszcze nie widziałam trenera tak bardzo zestresowanego no, ale w sumie ma racje . Walczymy o dostanie się do mistrzostw.
Omówiliśmy jeszcze tylko strategię i z powrotem weszłyśmy na lód. Popatrzałam na górną część trybun. Piątka chłopaków siedziała tam i wpatrywała się z zaciekawieniem. Po chwili zobaczyłam dużą kartkę z napisem ''Dacie radę ! xx'' którą trzymał Louis, a zaraz po tym zobaczyłam drugą z napisem ''Do boju!!'' którą uniósł Niall. Uśmiechnęłam się do nich choć pewnie tego nie zauważyli. Pomachałam po czym podjechałam do Camill i szturchnęłam ją wskazując na górne trybuny lodowiska. Ta gdy zobaczyła kartki z napisami zaczęła się śmiać. To było naprawdę bardzo miłe. Spojrzałam jeszcze raz na chłopców. Wszyscy byli przejęci meczem, wszyscy z wyjątkiem Harry'ego który siedział wpatrzony w swój telefon. Przekręciłam oczami . ''Tak właśnie rozpoczęła się druga tercja spotkania'' -usłyszałam głos prowadzącego. 
Harry pewnie się nudził. No cóż, nie kazałam mu tu przychodzić . Wcale nie musiał. Mógł zostać sobie ze swoją Taylor. Nie miałabym nic przeciwko. Wcale mnie nie obchodził . Doping pozostałej czwórki z pewnością by nam wystarczył. 
Z zamyślenia wyrwało mnie mocne szarpnięcie. Uderzyłam o bandę po czym upadłam. Przez chwilę nie wiedziałam co się dzieję. Czułam, że oberwałam. Leżałam na lodzie widząc tylko lampy wiszące na suficie lodowiska i postać stojącą nade mną . Widziałam to wszystko za mgłą. Kilka razy mrugnęłam po czym świat nabrał znowu ostrości. Nade mną stała moja przyjaciółka wyciągając do mnie rękę. Chwyciłam ją i wstałam z powrotem. Na trybunach zagrzmiał tłum kibiców gwiżdżących na jedną z dziewczyn która prawdopodobnie mnie sfaulowała. Jeden z sędzi zasygnalizował karę dla przeciwniczki. Należało jej się.
-Możesz grać ? -zapytała mnie Camill lekko przestraszona.
-Hm, co ? A tak wszystko okej. -Cholernie bolała mnie noga... już nie mówię o głowie, ale postanowiłam nie wyjść na mięczaka. I nie, wcale nie chodziło o chłopców na trybunach... może w lekkim stopniu.
~*~
Mecz się zakończył. Niestety przegrałyśmy i możemy pożegnać się z mistrzostwami. No cóż . W następnym sezonie dokopiemy im, a ja w szczególności postaram się dokopać dziewczynie, która mnie sfaulowała. Wzięłyśmy prysznic, przebrałyśmy się i wyszłyśmy z szatni. Mamy teraz trzy dni wolnego od treningów. Faktycznie trochę szkoda, że przegrałyśmy. Raz na wozie raz pod wozem. Jak to się mówi. 
Na zewnątrz stali chłopcy. Dokładnie to czwórka z nich. Nigdzie nie widziałam Harry'ego.
-Świetny mecz dziewczyny !-odezwał się Louis.
-Szkoda, że się nie udało. O mistrzostwach możemy zapomnieć .-powiedziała przybitym głosem Camill.
-Nieważne grałyście świetnie! -pochwalił Niall obejmując Camill i potrząsając lekko jej ramieniem. Tak na poprawę humoru.
-Wasze karteczki były bardzo motywujące -zachichotałam patrząc na Tomlinsona.
-To nie mój pomysł ! -powiedział spoglądając jak niewiniątko na sufit.
Chłopcy popatrzeli na siebie potem na Tomlinsona.
-Nam takie durne pomysły nie przychodzą do głowy -powiedział Zayn .
-Następnym razem przygotuję karteczkę z napisem WSTAWAJ! -powiedział akcentując ostatni wyraz.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
-A gdzie Harry? -zapytałam rozglądając się po lodowisku.
-W aucie? Jedziecie z nami do mnie ? Obejrzymy jakiś dobry film -zaproponował Louis. Ja i Camill przystałyśmy na tę propozycję . Wyszliśmy z lodowiska. Zobaczyłam Harry'ego siedzącego posępnie w aucie. Miał minę jakby ktoś umarł.
-Tu obok jest sklep. Idziesz z nami Rox ? Musimy zrobić zapasy na seans. -zaśmiał się Louis.
-Nie idźcie sami ja tu zostanę i dotrzymam towarzystwa Harry'emu. -powiedziałam, a Styles nawet nie zareagował słysząc swoje imię.
-Okej, jak chcesz. -powiedział Tomlinson i wraz z Camill, Niall'em, Zayn'em i Liam'em poszli do sklepu obok.
Podeszłam do siedzącego w aucie loczka.
Oparłam się o pojazd.
-Nie smucisz się tak chyba dlatego, że przegrałyśmy mecz, co? -zapytałam żartobliwie.
Ten popatrzał na mnie nie zmieniając wyrazu twarzy.
-Nie. -odpowiedział krótko.
-To w takim razie o co chodzi? -zadałam pytanie.
-Nieważne, nie twoja sprawa. -odpowiedział zimno.
-Dobra jak chcesz. Chciałam pomóc. -już miałam odejść od auta i iść za chłopcami i Camill do sklepu gdy nagle usłyszałam zachrypnięty głos chłopaka.
-Poczekaj... -zaczął. Odwróciłam się  w jego stronę
Zrobiłam pytającą minę .
-Przepraszam . -powiedział uprzejmie.
Podeszłam z powrotem do Harry'ego.
-Widzę, że coś jest nie tak. Widziałam to nawet na meczu.-powiedziałam.
- Dlatego oberwałaś ? -zapytał irytująco.
-O proszę ! A to jakoś udało ci się zauważyć. -zaśmiałam się mimo irytującego pytania zielonookiego.
-Może. -znów skierował wzrok na swoje złożone ręce.
-Mów co jest. -powiedziałam siadając na miejscu obok loczka . Fakt miedzy nami jest różnie. Można powiedzieć, że się nie lubiliśmy. Ale nienawidzę tajemnic, sekretów. Taka już jestem. Trudno.
Harry westchnął i zaczął opowiadać...
_________________________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Ostatnio słabo u mnie z weną : < Szczerze mówiąc nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale cóż. Komentarze które piszecie są bardzo motywujące i ogromnie za nie dziękuję. xxx Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Pozdrawiam xxx
CZYTASZ-KOMENTUJ ! xx

czwartek, 24 października 2013

Mecz cz. 1

Otworzyłam  zaspane oczy i podniosłam się siadając na łóżku. Popatrzałam na zegarek stojący na moim stoliku nocnym. Była dziewiąta piętnaście. Tak, to dzisiaj . Dzisiaj mecz. Chciałabym teraz być w szpitalu przy dziadku, ale obiecałam, że damy radę . Jak to powiedział dziadek nie mogę mu zrobić wstydu. Nawet teraz trzymają mu się takie żarty. Nie wiem jak on to robi . Zawsze pozytywny. Wstałam z łóżka i w piżamie która składała się tylko z bielizny i bluzki z krótkim rękawkiem zeszłam na dół. Zbiegłam ze schodów jak to mam w zwyczaju, ale gdy byłam już jedną nogą w salonie stanęłam chowając się za ścianę wychylając tylko głowę. W kuchni krzątała się moja przyjaciółka przygotowując śniadanie, a na kanapie właśnie przeciągał się Louis.  O nie nie nie . Ja się tak nie pokażę. Przecież nie mam nic prawie na sobie, a w drugim pokoju jest Tomlinson. Odwróciłam się by z powrotem pójść do swojego pokoju i założyć przynajmniej szlafrok.
-Roxanne? -usłyszałam męski głos za sobą . No świetnie! Odwróciłam się . Stałam na wprost zdziwionego Louis'a. Czułam jak moje rumieńce zabarwiają mi policzki.
- Camill pyta czy idziesz na śniadanie? -powiedział mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. Byłam cholernie zmieszana.
-Mhm tak idę. No co tak patrzysz. Byłam pewna, że cię nie ma -powiedziałam śmiejąc się. Zawszę się śmieję gdy jest mi głupio .
-No widzisz zaskoczyłem cię ? -zapytał opierając się o ścianę i uśmiechając się łobuzersko.
-Troszeczkę -powiedziałam i pobiegłam na górę po szlafrok.
Gdy zeszłam z powrotem na dół . Tomlinson wraz z Camill siedzieli przy stole i zajadali się naleśnikami z masłem orzechowym .
-Smacznego -powiedziałam wchodząc do pomieszczenia. Louis popatrzał na mnie miło się uśmiechając .
-Dzięki -odpowiedziała Camill. Postanowiłam odpuścić sobie śniadanie. Bałam się, że to wszystko zwrócę iż przeszywał mnie niesamowity stres związany z meczem. Usiadłam przy stole. Sięgnęłam po dzbanek z sokiem pomarańczowym i nalałam do czystej szklanki. Postawiłam przed sobą.
-Będziecie na meczu? -zapytałam ciekawa czy dotrzyma obietnicy.
-Jasne . Cała piątka . -odpowiedział kończąc śniadanie.  Uśmiechnęłam się tylko.
-Louis ...?-zaczęła niepewnie Camill. Popatrzałam na nią pytającym wzrokiem .
-Tak ?-powiedział mierząc ją niepewnie wzrokiem.
-Czy Niall ... no... czy on ...-ciągnęła moja przyjaciółka i tak jakby nie umiała trafić do sedna pytania.
Lou popatrzał na nią pytająco.
-No czy ma kogoś... -zapytała po czym schowała wzrok. Louis zaśmiał się . Ja w sumie też uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Nie, ale Amy jest jego przyjaciółką . Kiedyś łączyło ich coś więcej, ale uznali, że chcą zostać tylko przyjaciółmi. -wytłumaczył Louis. Jego uśmiech nie znikał z twarzy przez dłuższy czas.
-Spotkamy się na meczu. Ja już muszę iść . Dziękuję za wszystko -zwrócił się do Camill a ja nie bardzo wiedziałam o co chodzi.
-Nie ma sprawy do zobaczenia . -powiedziała i odprowadziła gościa do drzwi.
Wracając stałam jak wryta w podłogę i patrzałam na Camill.
-No co? -zdziwiła się.
-On tu był całą noc? -zapytałam .
-Tak, spokojnie został na noc bo robiło się już dosyć późno. -No to ciekawe o czym tak długo rozmawiali . Nieważne.
~*~
Zawiązywałam łyżwy. Wstałam i rozglądnęłam się po szatni . Dziewczyny już były gotowe do wyjścia na taflę. Jak przed każdym wyjściem na lód miałam ogromną tremę . Mówię tu o meczach. Ale teraz było inaczej . Znacznie gorzej . Strach przeszywał moje ciało. Z resztą chyba nie tylko moje . Trener chodził jak w zegarku wtem i z powrotem. Tak, dziwnie to wyglądało.  Z tafli dochodził mnie dźwięk maszyny czyszczącej lód. Po niedługiej chwili wyjechałyśmy na lód. Od razu spojrzałam na trybuny . Zmierzyłam je od góry do dołu. Dotknęłam lodu robiąc znak krzyża cały czas nie spuszczając trybun z oka. Znalazłam. Piątka chłopków siedziała na samej górze. Louis i ta jego bluzka w paski . Haha tak nie trudno ją zauważyć. Chyba też nas szukał, bo kiedy ja i Camill przejechałyśmy blisko band odwrócone tyłem do trybun i potem szybko się odwróciłyśmy do przodu to zauważyłyśmy jak chłopcy patrzą i machają w naszym kierunku . Odwzajemniłyśmy to tym samym . Pewnie przeczytali nazwiska na koszulkach . I właśnie o to nam chodziło. Mecz się właśnie zaczynał...
_____________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba. Już niedługo dodam 2 część . W sumie to miałam je wstawić dopiero jutro, ale wyjeżdżam . BARDZO BARDZO dziękuję za komentarze . Aż chce się pisać kolejne części : ) Mam nadzieję, że nadal tak zostanie . CZYTASZ-KOMENTUJ  ! :)
Pozdrawiam Roxanne : )

  

sobota, 19 października 2013

''Choć nie znamy się za długo, to zachowuje się jak przyjaciel którego znam od wielu lat.''

Dotarliśmy do szpitala w którym przebywał mój dziadek. Szybko otworzyłam drzwi od auta i ruszyłam w stronę izby przyjęć. Zaraz za mną kroczył Lou po czym dorównał mi kroku.
-Mówię ci wszystko będzie dobrze. -powiedział patrząc na mnie. Łatwo mówić. -pomyślałam . Weszliśmy na izbę przyjęć i podeszliśmy do recepcji.
-Dzień dobry został tu przewieziony mój dziadek. Gdzie on teraz jest?! -skierowałam wzrok na panią siedzącą za recepcją. Mój głos cały czas drżał . Bałam się, że w którymś momencie się rozpłaczę.
-Dobrze. Spokojnie . Proszę podać dane osobiste pani krewnego. -powiedziała wyciągając jakiś notes gruby z zapiskami. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze.
-Levis Clouster. -odpowiedziałam .  Ta przewertowała kilka kartek . Dotarła prawie do końca zapisków . Przejechała palcem po kartce .
-A tak . Pan Clouster właśnie jest badany. Może pani poczekać. Jest teraz w sali 23. Proszę usiąść tam i poczekać na jakieś informacje. -powiedziała miłym głosem po czym wskazała mi jeden z korytarzy.
Już mieliśmy iść w stronę sali 23 , gdy nagle recepcjonistka zwróciła się do Louis'a.
-A pan kim jest? -zapytała.  Chłopak odwrócił się i spojrzał na kobietę.
-ja .. ja .. y -jąkał się Tomlinson .
-To przyjaciel. -odpowiedziałam . Pani ustąpiła i pozwoliła nam dalej iść. Louis uśmiechnął się  i ten oto uśmiech nie schodził mu z twarzy dopóki nie dotarliśmy pod salę. Wolałam nie pytać co ma na myśli. Bardziej martwiłam się o dziadka. Doszliśmy w samą porę, bo właśnie z sali wychodził lekarz. Podeszłam do niego szybkim krokiem.
-I co? co z moim dziadkiem!? -zapytałam nerwowo. Lou stał obok i przyglądał się sytuacji. W pewnym momencie złapał mnie za rękę by dodać choć trochę otuchy. Miło z jego strony. Bardzo cieszę się, że przy mnie jest. Dobrze, że mnie wspiera choć nie znamy się za długo to zachowuje się jak przyjaciel którego znam od wielu lat.
-Nie rozmawiajmy na korytarzu. Proszę wejdźcie państwo do gabinetu-wskazał nam drzwi obok sali w której przebywał mój dziadek.
                                                                            ~*~
Siedzieliśmy przy biurku, a na przeciwko nas siedział lekarz prowadzący mojego krewnego. Jego mina nie była wesoła. W sumie nie wiem czy mina lekarza może być wesoła. Nieważne. Przynajmniej jego wyraz twarzy nie sugerował niczego dobrego.
-Nie mam dla pani dobrych wieści. -zaczął nie utrzymując kontaktu wzrokowego. Byłam u kresu wytrzymałości. Myślałam, że zaraz wybuchnę płaczem . Spodziewałam się najgorszego.
-Pani dziadek żyje. -dodał. Odetchnęłam z ulgą.
-Ale... -znów kontynuował. No tak zawsze musi być jakieś ale . W sumie mówił, że nie ma dobrych wieści. Przynajmniej nie obijałby w bawełnę tylko walił w sedno.
-Lewa komora sercowa jest praktycznie zniszczona. Niestety będziemy musieli wstawić rozrusznik serca. A w tym wypadku pani dziadek pobędzie trochę u nas i będzie musiał się bardzo oszczędzać. Ale, żeby wstawić taki rozrusznik trzeba chwilę odczekać, zrobić następujące badania . To trochę potrwa . No i operacja jest bardzo trudna. Chcę panią tylko uświadomić jakie ryzyko podejmujemy. -tłumaczył.
-Rozumiem, mogę go zobaczyć ? -zapytałam z nadzieją .
-Ale na chwilę . Pani dziadek jest przytomny, ale nie może się denerwować ani nic . Proszę uważać -powiedział.
-Dziękuję panu -powiedziałam wstając z krzesła.
-Dziękujemy -powtórzył Tomilinson z poważną miną i ruszyliśmy do sali mojego dziadka. Przed wejściem założyliśmy ''pelerynki'' nie wiem jak to prawidłowo nazwać, ale chyba każdy wie o co chodzi. Weszliśmy do środka. Zobaczyłam dziadka leżącego i poprzypinanego do różnych aparatur. Tych kabelków było mnóstwo. Widok mnie przeraził. Podeszłam do łóżka, a zaraz za mną Lou.
-Dziadku...-powiedziałam ze łzami w oczach łapiąc starszego pana za rękę. Usiadłam na krzesełku stojącym obok. Lou stanął nade mną. Położył rękę na moim ramieniu.
-Wszystko w porządku. -odpowiedział bardzo cicho, ale w jego głosie można było wyczuć pewność. No właśnie widzę jak w porządku. Gdyby tak było to ani jego ani nas by tu nie było. Czyli nie jest w porządku.
-Gdzie Camill? -zapytał starszy pan.
-Została z panią Elizabeth. -odpowiedziałam.
Pojedyńcza łza spłynęła po moim policzku.
-Zostanę tu z tobą . Prześpij się -powiedziałam.
-Masz jutro mecz. Poradzę sobie-odpowiedział.
-Mecz jest w tym przypadku nieważny. -odpowiedziałam.
-Wręcz przeciwnie . Musicie im dokopać . -odpowiedział i na twarzy mojego dziadka zagościł lekki uśmiech. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Nawet w takim momencie zachowuje się mu humor. Niewiarygodne! Uśmiechnęłam się .
-Rox . Twój dziadek ma racje. Nie możesz tak po prostu opuścić meczu . Wiem ile na niego pracowałaś .Ty i Camill. Nie możesz zawieść jej i trenera. -uśmiechnął się . Popatrzałam na niego . Ma racje.
-Jak ci młodzieńcze na imię ? Jesteś chłopakiem Roxanne?-zapytał ciekawko dziadek. Położyłam rękę na twarzy.
-Nie proszę pana. Jestem Louis Tomlinson . Kolega Rox -zaśmiał się Lou.
-Tak, tak ja to znam . Aż za dobrze -powiedział .
Popatrzałam na niego piorunującym wzrokiem . A dziadek zaczął się śmiać .
-Dobra dobra niech wam będzie. -powiedział mój bliski .
Lou zaczął się śmiać .
-Zaraz Louis z One Direction? -dodał zdziwiony.
-Tak proszę pana. -uśmiechnął się .
-No no jesteście świetni chłopaki -powiedział dziadek . Popatrzałam na niego dziwnym wzrokiem. Wolałam nie wnikać,skąd starej daty Levis Clouster zna zespół za którym szaleją miliony nastolatek. Dobra nieważne.
-Idźcie już . Rox wyglądasz na zmęczoną . Odpocznij -powiedział mój dziadek.
-Nie, nie jestem zmęczona. -odpowiedziałam. Skłamałam padałam na twarz.
-Znam cię . Louis chłopcze mam do ciebie prośbę . Dopilnuj ją by poszła spać . -zwrócił się do Lou.
-Nie możesz mi jutro wstydu na meczu zrobić . Ja tu sobie poradzę . -powiedział .
-Dopilnuje ją -zaśmiał się Tomlinson i popatrzał na mnie.

~*~
Louis zawiózł mnie do domu. Po drodze wstąpiliśmy po Camill.
-I co z nim?! -zapytała przestraszona Camill -weszliśmy do domu . Już miałam jej wszystko powiedzieć gdy nagle Lou popatrzał dziwnie na mnie.
-Wszystko opowiem Camill, a ty miałaś odpocząć . -powiedział stanowczym głosem.
-Lou, ale ... -nie pozwolił mi dokończyć.
-Dałem słowo twojemu dziadkowi.-powiedział uśmiechając się .
Myślałam, że żartuje.
-Ja mówię serio.Idź odpocząć.-powiedział ciepłym głosem. Postanowiłam się nie sprzeciwiać .Byłam wykończona, a jutro wielki dzień . Położyłam się spać . Zasnęłam bardzo szybko.
________________________________________________________________________
Heeej! Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Bardzo BARDZOOO DZIĘKIJĘ ZA KOMENTARZE I MAM NADZIEJĘ ŻE SIĘ NADAL BĘDZIECIE KOMENTOWAĆ . To naprawdę ogromna motywacja. Jeszcze raz bardzo dziękuję :)
CZYTASZ -KOMENTUJ :) Pozdrawiam Roxanne  xx

piątek, 11 października 2013

Zawsze potrafi znaleźć się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie...

Udałyśmy się do szatni . Byłyśmy wyczerpane. Ruszyłyśmy pod prysznic i przebrałyśmy się w normalne ciuchy. Nasze stroje i łyżwy przyszykowałyśmy już na swoich wieszakach. W szatni panował chaos. Wszystkie dziewczyny były podekscytowane jutrzejszym meczem. Nie mam pojęcia skąd brały siłę na wygłupy i głośne rozmowy, bo ja osobiście byłam wykończona. Marzyłam tylko o moim łóżku i jak najszybszym śnie. Wraz z Camill wyszłam z szatni i bez słowa ruszyłyśmy do domu. Całą drogę milczałyśmy. Podejrzewam, że ze zmęczenia nie mogłyśmy nawet otworzyć ust. Jutro bardzo ważny mecz dla nas i naszej drużyny. Gramy naprawdę z dobrą drużyną z Dartford, który leży obecnie niedaleko Londynu. Są naprawdę nieźli. Bardzo zależy nam na wygranej, bo to jedyna przepustka do dalszych meczów.
Byłyśmy już prawie pod domem, gdy nagle spostrzegłam karetkę pogotowia stojącą przed naszym domem. Camill popatrzała na mnie tym swoim wzrokiem. Dziadek! Moją głowę przechodziły najczarniejsze scenariusze, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Serce waliło mi jak oszalałe. Obie zerwałyśmy się i pobiegłyśmy w stronę naszego mieszkania. Przed naszym domem stała również nasza sąsiadka. Dobra i przemiła starsza pani, która bardzo często przebywała z moim dziadkiem. Nie, to nie to co myślicie. Byli po prostu bardzo dobrymi przyjaciółmi i zawsze mogli na sobie polegać. Przyjaźń damsko-męska istnieje. Przynajmniej na przykładzie mojego dziadka i pani Elizabeth, bo właśnie tak miała na imię. Pani Elizabeth stała obok schodków prowadzących do domu. Zakrywała twarz dłońmi i po wyrazie jej twarzy można było wywnioskować, że stało się coś naprawdę bardzo złego. Zauważyła nas. Szybko zerwała się i podeszła do nas.
-Dziewczyny! Oni nic nie chcą mi powiedzieć! -mówiła przez płacz starsza pani.
-Ale co się stało ? -zapytałam roztrzęsiona patrząc na płaczącą sąsiadkę.
-Byliśmy na spacerze. Twój dziadek źle się poczuł . Nie wyglądało to groźnie . Ale wróciliśmy do domu. Poszłam do kuchni zrobić herbatę gdy nagle usłyszałam huk! Wróciłam do salonu gdzie był twój dziadek Roxanne i zastałam go leżącego na podłodze . Przestraszyłam się i wezwałam pogotowie. A teraz nie chcą mi nic powiedzieć, bo uważają, że nie jestem rodziną i obowiązuje ich tajemnica lekarska. Przedstawiając się powiedziałam, że jestem waszą sąsiadką. -wyjaśniła pani Elizabeth co jakiś czas zanosząc się płaczem.
-Gdzie on jest? -zapytałam . Byłam przerażona. Nagle z naszego domu wyszedł lekarz . Bardzo dokładnie analizował jakieś notatki. Podbiegłam do niego, a moja przyjaciółka uspokajała panią Elizabeth.
-Co z moim dziadkiem!? -zapytałam krótko, ale stanowczo i na temat.
-A pani jest? -podniósł niechętnie wzrok na moją osobę . Mówił ze stoickim spokojem gdy ja w tym czasie umierałam ze strachu o mojego dziadka.
-Wnuczką! -prawie wykrzyczałam.
-Mhm ... no tak pani sąsiadka wspominała coś . -jeszcze chwila i wyszłabym z siebie.
-Wiemy tylko tyle, że pani dziadek miał zawał . Zabieramy go do szpitala . Zrobimy szczegółowe badania i dowiemy się więcej . Na chwilę obecną tylko tyle jestem w stanie pani powiedzieć .-powiedział i spojrzał za siebie . Właśnie wynosili mojego dziadka na noszach do karetki. To było straszne. Dowiedziałam się tylko jaki adres nosi szpital do którego wiozą mojego dziadka i postanowiłam tam pojechać. Razem z Camill miałyśmy tylko trochę się ogarnąć po treningu i zaraz jechać do szpitala. Camill poszła odprowadzić panią Elizabeth. Widziałam tylko jak pakują jeszcze mojego dziadka do karetki i jadą do szpitala. To naprawdę okropny widok patrzeć na członka swojej rodziny leżącego na noszach nieprzytomnego. Czułam się trochę winna za to co się stało . Wiecznie nie ma mnie w domu. Dziadek to starsza już osoba i przyjeżdżając tu wiedziałam, że będę musiała mu pomagać . A ja co? Imprezy, mecze, treningi, szkoła . Ciągle nie ma mnie w domu. Ciągle jestem nieobecna . Przez ten czas nie było mnie dla niego. Czułam się winna. Może gdybym była w domu częściej zauważyłabym, że dziadek nie najlepiej się czuję i możliwe, że nie skończyło by się to zawałem. Jestem wdzięczna pani Elizabeth. Gdyby jej w tamtej chwili nie było przy nim to nie wiem co by teraz było. Nawet nie chcę o tym myśleć.
-Roxanne ! -krzyknął ktoś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam postać Louis'a. Trzymał w ręce telefon. Podszedł do mnie.
-Louis?!-zdziwiłam się na widok chłopaka i otarłam szybko łzy.
-Dlaczego nie odbierasz telefonu? Miałaś mi napisać . Pamiętaj, że ja tak łatwo nie odpuszczę! Muszę zobaczyć was w akcji! -mówił entuzjastycznie. Niestety, ja nie podzielałam jego radości.
-Coś się stało? -zapytał widząc moją minę  i zaszklone oczy.
Popatrzałam na niego . Nie wytrzymałam i rozpłakałam się jak małe dziecko. "
-Mój dziadek jest w szpitalu. Miał zawał -powiedziałam przez płacz. Louis wytrzeszczył oczy i przytulił mnie do siebie.
-Przepraszam, Lou muszę teraz jechać to szpitala. Mecz jest jutro na 14 -odpowiedziałam chłopakowi i oderwałam się od niego.
-I jak masz zamiar się tam dostać ? -zapytał .
-Wezmę taksówkę -odpowiedziałam .
-Nie weźmiesz taksówki. Zawiozę cię . -powiedział.
-Nie Louis . Masz na pewno swoje sprawy, poradzę sobie.-odpowiedziałam próbując wydusić z siebie jakiś uśmiech .
-To nie było pytanie . Mówię, zawiozę cię i bez gadania. Chodźmy . -powiedział i złapał mnie za rękę. Idąc przytulił mnie do siebie i ciągle powtarzał, że będzie dobrze. Dotarliśmy pod dom Tomlinson'a. W między czasie dostała sms'a od Camill, że zostanie u pani Elizabeth. Nie chciała zostawić jej w takim stanie sama . Lou otworzył drzwi od swojego domu i szybko złapał za kluczyki od auta. Weszliśmy do pojazdu . Podałam adres szpitala w którym znajdował się mój dziadek. Ruszyliśmy.
Louis pojawił się w doskonałym momencie. Ma wyczucie czasu i nigdy mu tego nie zapomnę.
__________________________________________________________________
I jak wam się podoba ? Przepraszam, że tak długo, ale ten tydzień miałam naprawdę zawalony. Mam nadzieję że rozdział się podoba. CZYTASZ-KOMENTUJ to naprawdę wielka motywacja z waszej strony do dalszego pisania. Przypominam, że każdy może skomentować :) Bardzo dziękuję za ostatnie komentarze . Bardzo miło się czyta takie rzeczy . Pozdrawiam xx
/Roxanne . xx

środa, 2 października 2013

,, ... No to czujemy się zaproszeni''

Weszliśmy do Milkshake i usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików. Chłopcy od razu zwrócili uwagę innych. Do naszej grupy podeszło kilka dziewczyn i poprosiło kolejno o zdjęcie z nimi. Niall, Zayn, Harry, Louis i Liam zaczęli pozować do zdjęć ze swoimi fankami. My stałyśmy obok. 
-Lou, może my pójdziemy już zamówić?- zaproponowałam brunetowi, a ten pokiwał potakująco głową.  Chłopcy podali nam zamówienia i ruszyłyśmy w stronę lady za którą stała sympatycznie wyglądająca starsza pani. Przyglądała się pozującym chłopakom. 
-A ty Harry co chcesz? – w pewnym momencie odwróciła się moja przyjaciółka. Przewróciłam oczami.
-Cam idziesz? –powiedziałam nerwowo do dziewczyny.
-Poczekaj jeszcze Harry. –uspokajała mnie Camill . Nie udało jej się to, niestety.
-Spokojnie zamówię sobie sam –powiedział z dziwnym uśmiechem na twarzy.
Podeszłyśmy do lady by złożyć zamówienia. Czekałyśmy właśnie na shake’i . Niall, Zayn, Louis, Liam i Harry siedzieli już przy stoliku.
-Poradzę sobie .Idź już do nich –zwróciłam się do Camill. Ta uśmiechnęła się i poszła do stolika przy którym siedzieli nasi znajomi. Odwróciłam się z powrotem do lady i oparłam się o nią . Patrzałam na posypki do lodów. Wolałam patrzeć się na nie niż ciągle wlepiać wzrok w chłopaków. Nagle ktoś stanął obok mnie. Tak, był to Harry. Przyszedł zamówić swojego shake’a .
-Czekoladowego –powiedział do sprzedawczyni ukazując swoje dołeczki w policzkach. Starałam się na niego nie patrzeć.
-Roxanne. –powiedział na jednym tonem.  Podniosłam wzrok na stojącego obok bruneta.
-Co? –odpowiedziałam lodowato.
-Możesz przestać . Dlaczego ty mnie tak nienawidzisz? –zapytał opierając się o ladę . Zmierzyłam go wzrokiem i zignorowałam.
-Słyszysz? –zapytał ponownie. Przewróciłam oczami .
-Już to przerabialiśmy –powiedziałam. Styles nic już nie odpowiedział. Nagle miła starsza pani położyła na ladę tacę z zamówionymi shake’ami. Wzięłam ją. Była ciężka. Więc szłam bardzo powoli. Popatrzałam kontem oka na stolik przy którym siedzieli Niall, Liam, Zayn i Louis oraz Camill. Byli rozgadani i chyba nawet mnie nie zauważyli. Skupiłam się na tym by donieść shake’i w całości. Nagle ktoś chwycił za tacę od spodu. I znowu był to Styles.
-Poradzę sobie –powiedziałam krótko.
-Nie wydaje mi się . –powiedział . Przejął shake’i i ruszył w kierunku stolika. Usiadł obok Lou.
-Dzięki –odezwałam się niechętnie.  Uznałam, że jednak dobrze było by podziękować za pomoc mimo wszystko.
-Nie ma za co –powiedział serdecznie się uśmiechając . Usiadłam obok. Bo tylko tam było wolne miejsce.  No cóż, trudno. –pomyślałam. Wszyscy bardzo dobrze się bawili i śmiali . Ja siedziałam i grzebałam w telefonie jak to zwykle gdy mi się nudzi. Po chwili na ekranie wyskoczyła mi wiadomość .
‘’TRENING GODZINA 19.00 PRZED MECZEM . OBOWIĄZKOWO. NIE ZAPOMNIEĆ’’ przeczytałam informacje która okazała się przypomnienie. Spojrzałam na zegarek . 17.36. O cholera!
-Camill , trening –powiedziałam do przyjaciółki nieco wystraszona. Wiedziałam, że trener nam nie odpuści . Jest bardzo surowy.
-Cholera! –rzuciła  Camill podrywając się na równe nogi.
-Przepraszamy was . Głupia sytuacja –powiedziałam patrząc na Lou.
-Nie wiem jak wy chłopaki, ale ja strzelam focha –powiedział zakładając ręce na pierś i spoglądając kolejno na członków zespołu.
-No ej Lou –powiedziałam.
Ten tylko przekręcił głowę w bok i zamknął oczy. Serio? Obraził się ?
-No tylko żartowałem –powiedział po chwili uśmiechając się. Odetchnęłam z ulgą. Naprawdę wydawał się być bardzo fajnym facetem.
- Odprowadzimy was –powiedział Zayn. Popatrzałam na Camill, a ona uśmiechnęła się . Wszyscy ruszyliśmy się z miejsc. Nagle Harry wyciągnął z kieszeni telefon i popatrzał poważnie na wyświetlacz.
-Ja was bardzo przepraszam, ale muszę iść –powiedział i pośpiesznie wyszedł z milkshake.
-Ta. Królowa lodu wzywa –burknął oburzony Louis.
-Oj daj spokój stary! To jego życie . Nic nie poradzisz –klepnął go w ramię Liam.
Wszyscy poszliśmy w kierunku lodowiska. Chłopcy odprowadzili nas pod sam budynek. W między czasie opowiedziałyśmy im trochę o sobie i na odwrót. Wspomniałyśmy coś o meczu.
-No to czujemy się zaproszeni –powiedział Lou patrząc na mnie.
-Ale gdzie? –zdziwiłam się.
-Na jutrzejszy mecz… no chyba, że nie chcesz –powiedział patrząc gdzieś na ziemię i wkładając ręce do kieszeni swoich spodni.
-Jasne . Będziemy zaszczycone –powiedziałam ze śmiesznym głosem. Lou podniósł na mnie wzrok nie wyciągając rąk z kieszeni. Zaśmiał się cicho.
-No to jesteśmy umówieni –powiedział miło się uśmiechając.
-Lou ! Idziesz?! Czy chcesz iść jeździć na łyżwach razem z dziewczynami. –krzyknął Niall.
-Wolałbym nie, bo się zabiję! –krzyknął do nich.
-Łyżwy to nie moja mocna strona –dodał cicho, spoglądając na mnie.
Pożegnaliśmy się . Camill podeszła do mnie gdyż wcześniej rozmawiała z Liam’em. Obie popatrzałyśmy na siebie i wbiegliśmy na lodowisko. Weszłyśmy do szatni . Nikogo nie było, a z tafli słychać było donośny głos trenera. Jasna cholera . Będzie źle. –pomyślałam. Przebrałyśmy się i zawiązałyśmy łyżwy  Wybiegłyśmy z szatni i weszłyśmy na taflę.
-Clouster ! Vein ! Do mnie! –zawołał ostrym głosem trener, a my podjechałyśmy do boksu w którym stał. Miałach ochotę się przeżegnać, bo wiedziałam, że otrzymamy niezłą burę . Bez tego na pewno się nie obejdzie. W sumie trochę na to zasłużyłyśmy . Jutro mecz, a my spóźniamy  się na trening. Miałam tylko nadzieję, że nas nie zawiesi. Głupio było by sobie jutro nie pograć . Zwłaszcza, że mają przyjść na ten mecz Liam, Niall, Zayn i Louis.
-Która godzina! ? –zapytał patrząc to raz na mnie to na Camill . Popatrzałam na swoją przyjaciółkę.
-18.13 –wyprzedził nas trener.
-O której zaczyna się trening?! –zapytał ponownie równie surowym głosem.
-o osiemnastej –powiedziałyśmy cicho, ale równocześnie.
-O której?! –wydarł się trener.
-O osiemnastej –powiedziałyśmy głośniej.
-To co jest powodem waszego spóźnienia!? –zapytał trener nie spuszczając tonu.
Popatrzałyśmy na siebie z Camill .
-No słucham ! –warknął. Odpowiedzi nie usłyszał.
-Słuchajcie. Jutro ważny mecz, a wy spóźniacie się na trening. Macie szczęście, że jestem wyrozumiały . To wasze pierwsze spóźnienie więc was nie zawieszę ! –powiedział Odetchnęłyśmy z ulgą.
-A teraz już ! Dołączcie do pozostałych . –powiedział a my ruszyłyśmy na lód.
-I żeby mi to było ostatni raz!!! –krzyknął jeszcze na koniec. Zaczęłyśmy trening.
______________________________________________________________
No witam . Dziękuję za ostatnie komentarze. To bardzo motywuje do pisania :) CZYTASZ -KOMENTUJ ! Dziękuję za pięciu obserwatorów. Mam nadzieję, że na laurach się nie skończy i komentarzy oraz obserwatorów będzie przybywać xx.
Pozdrawiam ROXANNE  xx 

poniedziałek, 23 września 2013

Park. Piłka nożna i nauka gry. Cz. 2

-SPALONY!-wydarł się Lou  na całe gardło.
-Jaki spalony, nie było żadnego spalonego!-protestował zawzięcie Niall. Spalony? cholera jestem dziewczyną to chyba norma, że zaczniesz mi to tłumaczyć, a ja i tak nigdy nie zrozumiem co znaczy spalony. Byłam w drużynie z Niall'em, Liam'em i Camill, a Lou był z Harry'm, Zayn'em.
-Wyraźnie był spalony -potwierdził Zayn.
-Nie było !-powiedział Liam. Chłopcy zaczęli się przekrzykiwać. Oczywiście w żartach. Tylko ja, Camill i Harry staliśmy spokojnie patrząc na całą tę sytuację. Loczek podszedł bliżej nas.
-Spokojnie, tak właśnie wygląda nasza gra -zaśmiał się brunet. Uśmiechnęłam się tylko sztucznie. Harry widocznie to zauważył i odpuścił. Camill spiorunowała mnie wzrokiem.
-No co?-powiedziałam do niej nieco ciszej.
-Nic. -odpowiedziała krótko. Postanowiłam zrobić coś z tym całym ''spalonym''.
-Ej chłopaki ejej ! -krzyknęłam. Nagle uwaga czworga chłopców skupiła się wyłącznie na mnie.
-Co wy na to, żeby zakończyć grę w tym momencie i odpocząć?-zasugerowałam.
-Tak. To nam dobrze zrobi -odpowiedział Daddy Direction. Wszyscy poszliśmy usiąść na ławkę. Oczywiście wszyscy nie zmieściliśmy się na niej więc Louis i Zayn oraz Niall usiedli na ziemi a ja Camill, Harry i Liam zmieściliśmy się jakoś na ławce.
-No dziewczyny chyba przyjmiemy was do drużyny ! -zaśmiał się Louis odkręcając zakrętkę od wody mineralnej i robiąc łyka.
-Wiesz my chyba jednak wolimy nieco inne sporty. -powiedziała Camill.
-Tak, a jakie ? -zaciekawił się Tomlinson.
-Hokej na lodzie -odpowiedziałam.
Wszyscy zrobili wielkie oczy i wzrok skierowali na mnie i na moją przyjaciółkę.
-No wiecie co? My tu was traktujemy łagodnie na boisku ( miał na myśli kawałek trawy w parku) a wy tu takie ekstremalne sporty wyczyniacie !-zaśmiał się Niall.
Obie uśmiechnęłyśmy się.
-No to czego jeszcze o was nie wiemy? -zapytał Zayn który najmniej się odzywał.
-Właśnie opowiedzcie coś o sobie -zaproponował Harry. Popatrzałam na niego bez zainteresowania.
-A co byś chciał wiedzieć ? -zapytała przyjaźnie moja przyjaciółka.
-Nie jesteście z UK co nie? -zapytał Liam .
-Nie, jesteśmy z Polski -odpowiedziałam miło się uśmiechając.
-Ooo Polska -zainteresował się Niall .
-No tak coś mi nie grało w waszym akcencie -powiedział Harry patrząc w moją stronę i ukazując swoje dołeczki. Nie ruszało mnie to. Pewnie milion dziewczyn właśnie w tym momencie by zaczęło piszczeć, albo padłoby na ziemię mdlejąc. Ale nie ja. Myślałam, że Harry naprawdę jest w porządku, ale po tym jak potraktował Louis'a zmieniłam o nim zdanie. Z perspektywy mediów wszystko wydaję się inne.
-Macie tam naprawdę wielu fanów-powiedziała Camill.
-Wiemy o tym -odpowiedział Liam .
-Wszystkie Directioners marzą o waszym koncercie w Polsce -dodałam.
-Wiemy . Widzeliśmy te wszystkie akcje na Twitterze. Niestety to nie od nas zależy. -powiedział poważnym głosem Zayn.
-Mamy nadzieję, że kiedyś odwiedzimy ten kraj. Słyszałem coś o bigosie...-zamyślił się Niall.
Wszyscy zaczęli się śmiać . Tak, jedno co podają prawdziwe w mediach to to, że Niall jest strasznym żarłokiem.
-Idziemy na shake'i? -zasugerował Louis.
-o tak ! -odpowiedzieli chórem chłopcy, a my stwierdziłyśmy ''czemu nie''.  Ruszyliśmy w stronę najbliższego Milk Shake. Przodem szli Zayn, Lou, Niall, Camill i Liam . Wszyscy byli bardzo zatraceni w rozmowie. J szłam trochę za nimi, a zaraz obok mnie Harry. Szliśmy w ciszy, aż w końcu przerwał ją loczek.
-Nie lubisz mnie. -powiedział patrząc cały czas na swoje buty.
-To nie tak -odpowiedziałam równie krótko jak on.
-A jak? -zapytał podnosząc głowę prosto na moje oczy. Zdążyłam już zauważyć, że Harry zawsze utrzymuje kontakt wzrokowy. Ja tak nie potrafię więc szybko skierowałam wzrok na ziemię.
-Po prostu... wybacz, ale zachowałeś się wrednie. -powiedziałam .
-Kiedy? Nic ci nie powiedziałem -zaprzeczał Hazz.
-Mnie nie. -powiedziałam.
-Chodzi ci o Louis'a? -zapytał cały czas wlepiając we mnie swój wzrok.
-Właśnie. -odpowiedziałam krótko.
-Zdenerwowałem się wtedy. Taylor jest dla mnie wszystkim, nie chce jej stracić ... I tak nie zrozumiesz-powiedział spuszczając głowę.
-Tak, bo co może wiedzieć zwykła dziewczyna o miłości celebrytów-odpowiedziałam cicho.
-W ogóle co ja mogę wiedzieć o miłości ... masz racje . To bez sensu. -dodałam.
-Nie to chciałem powiedzieć -mruknął .
-Ale o tym myślałeś . Dobra wiesz co daruj sobie . Nie wiem po co zaczynałeś tą dyskusję ! -odpowiedziałam i szybkim krokiem dołączyłam do reszty.
Lubię chłopków . Naprawdę ich lubię . Są przezabawni i bardzo mili. Po za Harry'm . Strasznie działa mi na nerwy.
______________________________________________________________________
Dziękuję Wam bardzo za ostanie komentarze . Są bardzo motywujące! Naprawdę wielkie dzięki : ) Mam nadzieję, że będzie ich przybywać tak samo jak obserwatorów . CZYTASZ-KOMENTUJ to bardzo motywuje do dalszego pisania :) Pozdrawiam Rox : ) xxx.

sobota, 21 września 2013

Park, piłka nożna i nauka gry . Cz. 1

Louis poszedł . Otworzyłam drzwi do domu. Było ciemno. Pewnie dziadek już spał. No nie dziwię się było grubo po pierwszej w nocy. Jezus jutro szkoła-pomyślałam . Nie wstanę. Mam problem ze wstawaniem od tak po prostu w normalne dni, a co dopiero teraz. Zanim się ogarnę i przebiorę będzie już pewnie druga. Czyli zostaje mi jakieś cztery godziny snu. Pięknie Clouster !-znów przeszły moją głowę myśli. Weszłam do środka i pocichł poczłapałam na górę do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i zapaliłam światło. Rzuciłam torebkę na komodę stojącą przy szafie i poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż i wzięłam gorącą kąpiel, umyłam zęby. Przebrałam się w piżamę i wyszłam z łazienki. Usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki telefon i popatrzałam na godzinę . Druga w nocy-westchnęłam . Zaraz, a gdzie do cholery jest Camill. Postanowiłam, że zadzwonię do przyjaciółki.  Wybrałam numer Camill. Cholera . Nie odbiera. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Wyszłam szybko z pokoju porywając za sobą szlafrok i zakładając go zbiegłam po schodach. Do domu weszła Camill. Kamień spadł mi z serca.
-Co tak wcześnie wyszłaś? –zapytała ściągając po cichu buty . Mówiła szeptem.
-Nie miałam ochoty dalej tam być –odpowiedziałam równie cicho. Camill pokręciła głową.
-Jesteś nieodpowiedzialna. –rzekła podnosząc się z ziemi.
-Co masz na myśli?- zapytałam zdziwiona.
-Wyszłaś sama i wracałaś tak o w środku nocy. Wiesz ilu tu jest… -zaczęła.
-Nie byłam sama okej.-przerwałam jej.  Camill zrobiła wielkie oczy i popatrzała na mnie.
-To z kim wracałaś ?
- Z nowo poznanym znajomym. –odpowiedziałam .
-Harry?- zgadywała.
-Nawet nie gadaj mi o tym dziecku. –powiedziałam z oburzeniem .
-Dlaczego dziecku ? –nadal nie mogła zrozumieć o co chodzi.
-Bo tak się zachowuje. Jest wredny-rzuciłam.
-Coś ci powiedział ? –zadała kolejne pytanie.
-Nie mnie … -powiedziałam niepewnie.
-To o co chodzi? Wal do sedna, a nie owijasz w bawełnę!- lekko się zdenerwowała.
-Louis’owi. Strasznie go potraktował…- opowiedziałam jej o wszystkim. Camill nie mogła w to uwierzyć.
-Zawsze myślałam, że Harry jest bardzo uprzejmy i w ogóle . –mówiła Cam.
-Chyba tak naprawdę nie znamy naszych idoli. –powiedziałam nieco przybitym głosem.
-Chyba jednak nie. –dodała.
-Poczekaj ! W ciągu zaledwie dwóch dni poznajesz dwójkę chłopaków z One Direction ? Wow. –powiedziała zabawnym głosem. Nagle dostałam sms’a. To Louis.
‘’Przepraszam, że o tej porze, ale chciałem tylko zapytać co jutro robisz . Jeśli nie masz nic w planach to zapraszam o 17.00 do parku. Gramy z chłopakami mecz w nogę . A potem idziemy na kawę . Dasz się zaprosić ? Weź kogoś i przyjdźcie.
-Louis J’’
Popatrzałam na wyświetlacz.
-Camill . Idziemy jutro do parku? –zapytałam.
-Po co?
-A tak połazić i pogadać –powiedziałam . Postanowiłam jej o niczym nie mówić. Dlaczego? Bo zanim staje się taka odważna jaka to zwykle jest to strasznie panikuje. Najlepiej postawić ją przed faktem.
-No okej .-odpowiedziała.
Następnego dnia. A w sumie tego samego tyle że kilka godzin później. Zadzwonił budzik. Wyłączyłam go.  Nienawidzę swojego życia. Zawszę powtarzam sobie: Położę się wcześniej spać, a rano wstanę wyspana. Pomińmy fakt, że właśnie w  te dni co przeważnie tak mówię trafiają się jakieś imprezy, wypady i inne duperele po których wracam do domu gdzieś w środku nocy, a kładę się spać jeszcze później. Rano chodzę jak jakieś zombie próbując się ogarnąć.
Po porannej rutynie ja i Camill poszłyśmy na uczelnię.

PO PRZEDOSTANIEJ LEKCJI:
Jeszcze tylko jedna lekcja i koniec. Całe szczęście. Mam już dość. Chcę do domu. Jeszcze dzisiaj umówiłyśmy się z Lou do parku. Hmm… w sumie to wrobiłam Camill. Jestem ciekawa jej reakcji.
W pewnym momencie podeszli do nas dwaj blondyni. Tak to Cristian i Damon.
-To jak dziewczęta, gdzie dzisiaj lecimy po szkole? –rzucił Cristian.
-My mamy już palny. –odpowiedziała szybko.
-Miałyśmy iść do parku. Idziecie z nami? –dodała pytając moja przyjaciółka. Cholera tylko nie to –pomyślałam.
-Ale my idziemy jeszcze z kimś, wybaczcie –powiedziałam. Damon i Cris popatrzeli na siebie i nic nie mówiąc odeszli . Może dlatego, że właśnie zadzwonił dzwonek.
-Dlaczego kłamiesz? –zapytała Camill
-ymm boo jaaa… nie do końca kłamię –powiedziałam .
-Co? O co chodzi? –zapytała zdziwiona jak nigdy Cam.
Uratowała mnie nauczycielka która otworzyła salę i weszłyśmy do środka wraz z innymi. Wiem, że i tak mi nie da spokoju.

W DOMU:
Camill  całą drogę męczyła mnie żebym jej wyjaśniła o co z tym wszystkim chodzi. W pewnym momencie kiedy już byłyśmy w domu nie wytrzymałam i wyjaśniłam jej wszystko.
-O nie! O nie nie nie ja nigdzie nie idę !-powiedziała. Wiedziałam że będzie panikować .
-No Camill daj spokój ! –powiedziałam próbując ją uspokoić.
-Nie! –krzyknęła.
-No ale dlaczego? –zapytałam
-BO nie!- znowu krzyknęła.
-Proszę ! –błagałam ją. Camill chwilę pomyślała.
-No dobra . –powiedziała niechętnie i poszła się do swojego pokoju.

W DRODZE DO PARKU:

-Podoba ci się Louis? –wypaliła Camill . Popatrzałam na nią.
-Nie, no coś ty! –powiedziałam .
-Tak jasne-odpowiedziała jak zwykle w tych sprawach mi nie wierząc.
-Znam go jeden dzień . I ile razy mam powtarzać. Nie chcę się z nikim wiązać. –miałam swoje powody i nie byłam chętna na żadne tego typu sytuacje.
-Niech ci będzie. –odpowiedziała.
Dotarłyśmy do parku. Zauważyłyśmy piątkę chłopców grających w piłkę nożną. Od razu rozpoznałam wśród nich Louis’a.  Ten popatrzał na nas .
-Roxanne ! Cześć –krzyknął podnosząc rękę i biegnąc w naszym kierunku. Dotarł.
Przywitałam się z nim .
-To jest Camill . Moja przyjaciółka –przedstawiłam długowłosą brunetkę stojącą obok mnie.
-Hej jestem Louis –przedstawił się wyciągając przyjaźnie rękę w kierunku Camill.  Ona zrobiła to samo a brunet delikatnie ją chwycił i potrząsnął.
-Chodźcie –zaprosił Lou i poszłyśmy za nim . Wśród pozostałych chłopaków była jedna znana mi twarz. Harry.  Spoglądał w moim kierunku. W końcu wszyscy do nas podeszli, wraz z lokatym brunetem.
-Chłopaki to jest Roxanne i Camill . Moje znajome –przedstawił nas Tomlinson. My uśmiechnęłyśmy się niepewnie, ale przyjaźnie.
-Liam –uśmiechnął się jeden z chłopców.
-Niall –następny
-Zayn –powiedział kolejny.
-Harry –dodał loczek grubym głosem patrząc na Camill. 
-No to co dziewczyny gracie z nami nie? –odezwał się Louis. Popatrzałyśmy na niego z dużymi oczami.
-Ja nie potrafię grać w nogę –powiedziałam .
-Ja to samo –dodała szybko Camill.
-No to nic trudnego –powiedział Niall.
-Nauczymy was ! –powiedział Liam miło się uśmiechając.
_________________________________________________________________________
CZYTASZ-KOMENTUJ!
Witam ! Mam nadzieję że rozdział się podoba :) Pozdrawiam Rox :)

niedziela, 15 września 2013

'' I tak zrobisz co ona zechce''

-Skoczę po coś do picia.-oznajmił Cristian.
Camill uśmiechnęła się tylko miło do tańczącego wcześniej z nią przy wolnej muzyce Crisa.
-Usiądźmy-oznajmiłam do pozostałej dwójki. Spoczęliśmy na ławce stojącej niedaleko. Chciałam zapytać Damona o parę rzeczy.
-Słuchaj czy wasz kolega zajmuje się muzyką ? -zadałam pierwsze pytanie.
-Co? Connor? On ? No coś ty!-odpowiedział rozbawiony Damon . Dobra czyli już wiem, że nie jest nikim z branży muzycznej . Chyba...
-Dobra zapytam wprost! Connor zna Harry'ego?-zapytałam ponownie.
-Tak zna, jeśli chodzi ci o Styles'a. Znają się od bardzo dawna. Są dobrymi znajomymi. Poznali się na castingach do X Factor. -odpowiedział.
-Zaraz... mówiłeś że Connor nie potrafi śpiewać. -zdziwiłam się nieco.
-On nie, ale jego siostra tak. Niestety jury nie przekonała. Ma na imię Amy i jest dziewczyną Niall'a Horana. -dodał.
-A dlaczego pytasz? -zmarszczył czoło.
-Zdążyłam poznać już Harry'ego -odpowiedziałam na pytanie Damona ten nie zareagował.
-Zaraz moment-przerwała Camill. Ja oraz Damon skierowaliśmy wzrok na nią.
-Poznałaś go w kiblu? -zaśmiała się moja przyjaciółka.
-Nie -odezwałam się oburzona.
-To gdzie?
-przed-odpowiedziałam cicho. Damon wybuchnął śmiechem, a razem z nim Camill. W sumie nie dziwiłam się . Dziwnie to wszystko brzmiało. Wkrótce dołączył do nas Cris z napojami. Wszyscy oprócz mnie poszli na parkiet. Byłam zmęczona i postanowiłam wrócić do domu. Wychodząc już przez furtkę usłyszałam swoje imię.
-Roxanne!-był to głos Harry'ego.Odwróciłam się w jego stronę.
-o tej porze taksówki nie znajdziesz. -uśmiechnął się podchodząc bliżej.
-Przejdę się, nie mam daleko-odwzajemniłam uśmiech.
-Może chcesz żebym ...-nie dokończył, bo przerwała mu złotowłosa, która zaczęła coś krzyczeć w stronę lokatego.
-Harry choć już !-trzymała w rękach bodajże płaszczyk Harry'ego.
-Już idę -odpowiedział tym samym tonem do swojej wybranki. Byłam zmieszana, bo nie wiedziałam czy mam czekać na reakcję Hazzy czy po prostu sobie pójść.
Nagle podszedł do nas brunet mniej więcej mojego wzrostu.
-Stary leć, bo Taylor się już niecierpliwi. -zaśmiał się . Śmiesznie podkreślił imię wybranki Harry'ego.
-Poczeka. -powiedział poirytowany chłopak.
-Harry !-krzycząc podeszła do nas złotowłosa piękność.
-Kochanie ile mam na ciebie czekać. Zbierajmy się już-położyła dłoń na ramieniu Styles'a.
-Idź rozkazy czekają. Królowa nie może czekać-odezwał się brunet ewidentnie żartując z pary.
-Tomlinson daruj sobie.-skrzywiła się Taylor.
Ten zaś przewrócił oczami głupkowato się śmiejąc.
-Dobra koniec. Już idę kotku tylko zamienię dwa słowa z Louis'em.-Powiedział Harry, a Taylor niechętnie odeszła.
-Mógłbyś sobie czasami darować te swoje komentarze. -zwrócił się do Tomlinsona wściekły loczek.
-I tak zrobisz to co ona zechce-powiedział Louis.
-To moja dziewczyna.-odpowiedział Harry.
-Stary nie na tym polega związek . -próbował coś wskórać Louis.
-O serio? I mówi to ten którego narzeczona rzuciła dla jakiegoś modela-warknął opryskliwie Harry.
Louis pokręcił głową i nic się już nie odezwał . Harry wrócił do zniecierpliwionej Taylor.
Nie wiedziałam co mam robić . Odezwać się czy sobie pójść. Zaryzykowałam.
-Wszystko w porządku? -zapytałam widząc zakłopotanie chłopaka. Ten zaś podniósł na mnie wzrok.
-Tak . Wszystko gra.-odpowiedział.
-Jestem Roxanne Clouster-przedstawiłam się. Chłopak posłał mi miły uśmiech.
-Louis Tomilinson. Przepraszam za niego nie wiem co się z tym chłopakiem dzieje. -zwrócił się do mnie .
Nie zamierzałam tego komentować.
-Ja już będę lecieć -oznajmiłam.
-odprowadzę cię -uśmiechnął się ponownie. Idąc tak i rozmawiając razem z nim doszłam do wniosku że to naprawdę zabawny facet.
-Harry zawsze taki jest? -zapytałam
-Nie... wydaje mi się, że to wina Taylor. Jest na każde jej mrugnięcie. Zawala przez nią próby. Czuję, że nasz zespół się rozpada i nasza przyjaźń również . -posmutniał .
-Z tego co mogę powiedzieć stojąc z boku jako ''Diretioner'' czy tam fan nazywaj to jak chcesz to to że jesteście naprawdę dobrymi kumplami. A w każdej przyjaźni są wzloty i upadki . Przeszliście ze sobą tak wiele i na pewno nie jedno jeszcze przed wami. -uśmiechnęłam się .
Tommo popatrzał na mnie.
-Nie wiem dlaczego ci to mówię, bo wcale się nie znamy, ale to co mówisz jest naprawdę bardzo miłe. -uśmiechnął się miło .
-No tak ... jestem tylko fanką ... -powiedziałam spuszczając wzrok.
-Oj przepraszam nie miało to tak zabrzmieć. -Powiedział, a ja uśmiechnęłam się lekko.
-Ale wiesz co? Nie piszczysz na mój widok, a to dobry znak-zaśmiał się, a ja razem z nim . Pożegnałam się, a wcześniej wymieniliśmy się numerami telefonu.
__________________________________
Mam nadzieję, że się podoba! CZYTASZ-KOMENTUJ ! to bardzo ważne! :)

sobota, 7 września 2013

''Za pierwszym razem to przypadek za drugim to już przeznaczenie...''

Stałam na środku chodnika trochę zmieszana. Niewiarygodne. Życie tego chłopaka, Harry'ego toczy się tak szybko. Nawet nie zdążyłam pomyśleć co się przed chwilą wydarzyło, a jego już nie było. Nie rozumiem tego, że tacy ludzie jak on nie mogą nawet wyjść z domu. Zero prywatności . To jest CHORE. Gdybym była na jego miejscu, nie pociągnęłabym tak długo. Nie wytrzymałabym po prostu. Moje przemyślenia przerwał głos Camill.
-...Roxanne -powiedziała już chyba pewnie z trzeci raz zanim zdążyłam ją usłyszeć .
-Yyy tak? przepraszam zamyśliłam się . -popatrzałam na nią.
-To już zdążyłam zauważyć . Wszystko w porządku? -zapytała patrząc ze zmarszczonymi brwiami na mnie.
-Tak . -postanowiłam jej o niczym nie mówić. W sumie o czym miałam jej powiedzieć ? O tym, że jeden chłopak z najbardziej znanego brytyjskiego boysbandu XXI wieku wpadł na mnie od tak po prostu na ulicy jeszcze przy tym się przedstawiając i chwilę ze mną rozmawiając. No dobra, było o czym rozmawiać, ale jednak postanowiłam, że nie będę robić z tego wielkiej afery. Przecież w końcu ducha nie zobaczyłam ani nie wpadł na mnie kosmita tylko po prostu... człowiek. 
Camill uśmiechnęła się przyjaźnie i spojrzała na Cristiana, który miał coś chyba do powiedzenia.
-Macie ochotę trochę zaszaleć ? -zapytał chłopak patrząc na Camill. Zaszaleć ?! Kurde człowieku jak byś nie zauważył padam na twarz ze zmęczenia.
-No dlaczego nie... w sumie planów na wieczór nie mamy . -odpowiedziała tak jakby za mnie i za siebie Camill. Popatrzałam na nią piorunującym wzrokiem.
-No co? -dodała pytając i patrząc na mnie.
-Nie nic. -odpuściłam.
-No to mamy plany na wieczór -powiedziała. Widziałam, że bardzo jej na tym zależało, że bardzo chce wyjść z chłopakami więc poszłam na kompromis i ustąpiłam. Mimo to, że jutro szkoła. 
Spędziłyśmy jeszcze trochę czasu z chłopakami po czym poszłyśmy do domu. Camill od razu ruszyła się szykować w sumie było mało czasu. Damon i Cristian mieli po nas przyjść około godziny 17.00 a była godzina 15. Wniosek ? zostało nam dwie godziny na przyszykowanie się . Zupełnie nie wiedziałam co mam ubrać. Po dłuższej chwili namysłu i stania bezczynnie przed moją szafą postanowiłam ubrać bordowe spodenki z ćwiekami,  czarną bluzkę, czarne buty za kostkę, a do tego naszyjnik z czaszką i bransoletki z ćwiekami. Ubrałam to i podeszłam do toaletki. Lekko pomalowałam oczy tuszem do rzęs i zrobiłam kreski. Pomalowałam paznokcie na kolor czerwony . Chwyciłam za małą czarną torebkę i ruszyłam w stronę drzwi od pokoju. Weszłam do pokoju Camill.
-I jak gotowa? –zapytałam  równo wchodząc.
Moim oczom ukazała się długowłosa dziewczyna ubrana w białe spodenki i czarną obcisłą bluzkę z kokardą . A do tego trzymała w ręku biały puszysty żakiecik. Błyszczące szpilki oraz małą czarną torebkę . Miała także złotą bransoletkę i złoty naszyjnik.
-Naprawdę ci zależy-odezwałam się uśmiechając się do przyjaciółki.
-Daj spokój. Po prostu chcę dobrze wyglądać. –powiedziała.
-Dziewczyny jacyś młodzi kawalerzy do was! –usłyszałyśmy głos mojego dziadka z dołu. On i te jego staroświeckie słowa . ‘’Kawalerzy’’ naprawdę ? Zaśmiałyśmy się obie.
Zeszłyśmy na dół a naszym oczom ukazali się dwaj przystojniacy w koszulach i czarnych, obcisłych rurkach. No muszę przyznać . Wyglądali jak bliźniacy. Odstrzelili się panowie.
-Ślicznie wyglądacie –powiedział Damon .
-Dziękuję, ty też wyglądasz genialnie –odezwałam się . Tamta dwójka . Czytaj Cristian i Camill patrzeli na siebie uśmiechając się . Damon spostrzegł to i pstryknął palcami przed oczyma swojego brata. Ten ocknął się i znowu posłał uśmiech. Zaczęłam chichotać .
-Dobra chodźmy już –zaśmiał się Damon. Wszyscy ruszyliśmy na imprezę.


Szliśmy na przyjęcie urządzane przez kolegę chłopców, Connora. Jego rodzice wyjechali na parę dni zostawiając mu dom do dyspozycji. 
Już prawie byliśmy pod domem Connora. Muzykę już można było uslyszeć . Naszym oczom ukazał się dość duży dom kolegi Cristiana i Damona. A przed domem kilka wozów wypchanych po brzegi jakimiś ludźmi. Wchodząc przez furtkę od ogrodu zauważyłam jak kilka osób robi nam zdjęcia.
-Damon ! Cris! –usłyszałam dość chrypliwy głos chłopaka. Był to Connor.
-Siema stary –powiedział Cris. Obaj chłopcy przywitali się .
-To jest Camill i Roxanne-przedstawił nas Damon
-Cześć jestem Connor. –przywitał się miły brunet o brązowych oczach.
Wyglądał mi na cwaniaczka. No, ale cóż .
-Czujcie się jak u siebie i dobrze się bawcie. –odpowiedział ów cwaniaczek i poszedł. Impreza liczyła na moje oko około stu dwustu gości. Było naprawdę tłoczno, ale w sumie nie dziwię się . Dom był ogromny. Do rzeczy. Zaczęliśmy się bawić .Było naprawdę bardzo przyjemnie. Poznałyśmy parę osób takich jak Diana, Simon oraz Rayan i Vanessa. Nasze grono zabawy powiększyło się właśnie o te cztery osoby i było naprawdę genialnie.  Bawiliśmy się jak nigdy. Niestety musiałam odejść od grupy, bo potrzebowałam skorzystać z toalety więc poszłam jej szukać. Trochę dziwnie pytać na imprezie ‘’Przepraszam gdzie jest kibel’’ więc postanowiła poszukać go na własną rękę. Znalazłam. Zrobiłam co trzeba, poprawiła trochę wygląd i wyszłam z łazienki. Szłam przepychając się przez tańczących gości. Dotarłam do długiego korytarza na którym było trochę ciszej .
-No no za pierwszym razem to przypadek za drugim to już przeznaczenie …-usłyszałam za sobą gruby i chrypliwy głos jakiegoś męszczyzny. Odwróciłam się gwałtownie przestraszona.  Nie wierzyłam w to co właśnie zobaczyłam. Męszczyzna który się do mnie odezwał to Harry. Harry Styles. Ten sam co we mnie wpadł na ulicy. Uśmiechnęłam się do loczka.
-Przeznaczenie. Nie sądzę . –powiedziałam pewnie .
-Czyżby? –oparł się o futrynę.
-Co ty tutaj robisz? –zapytałam ciekawa odpowiedzi.
-Równie dobrze mógłbym zadać tobie to pytanie. –powiedział cwaniacko podchodząc bliżej mnie.
-Jestem tutaj ze znajomymi –odpowiedziałam i liczyłam na to samo.
-Tak się składa, że ja też . –uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki. Nogi się pode mną ugięły. Był taki przystojny.
-Wtedy… zapomniałem zapytać jak masz na nazwisko . –zaczął temat Harry.
-Clouster. –odpowiedziałam krótko patrząc w szafirowe tęczówki chłopaka. Cholera! Roxanne ogarnij się ! To tylko człowiek !
-Mhm … -odpowiedział wyciągając z tylnej kieszeni od spodni czarny mazak.
-Daj rękę –powiedział.
-Ale po co? –zapytałam zdziwiona.
-Jak to po co to oczywiste. –uśmiechnął się ponownie.
-Nie chcę autografu! –warknęłam sama nie wiem czemu. Chłopak zaczął się śmiać .
-Chcę si dać swój numer ! –przestał.
-Masz zapisz mi go na telefonie. –powiedziałam podając mu komórkę. Przecież nie będę chodzić z numerem telefonu na ręce jak jakaś idiotka.
Chłopak chwycił i zapisał swój numer po czym podał mi moją własność.
Zza drzwi wychyliła się jakaś blondynka. Rozpoznałam ją szybko. Była to Taylor Swift. Podeszła do nas szybkim krokiem.
-Tu jesteś kochanie! –powiedziała entuzjastycznie do Harry’ego dając mu buziaka w usta.
-To jest Roxanne . Wpadłem na nią na ulicy przypadkowo uciekając przed aparatami, a teraz spotkaliśmy się tutaj –opowiedział Harry .
-O fascynujące…Cześć jestem Taylor-przedstawiła się wyciągając do mnie rękę .
-Miło mi. Roxanne. –odpowiedziałam z miłym uśmiechem . Mimo pozorów nie wydawała się taka zła jak to opisują ją na internecie fani One Direction.
-To ja już może pójdę . Pewnie mnie szukają. Kto tyle w łazience przesiaduje –zaśmiałam się . Tym samym odwzajemnił Harry.
-Cześć..-powiedziała Taylor. 

-Cześć . Odezwę się –powiedział lokaty, a jego dziewczyna dziwnie na niego popatrzała. Wróciłam do znajomych. Zaraz zaczęły się żarty. No cóż powróciliśmy do zabawy . 
_____________________________________________________
Kolejna część . Mam nadzieję, że się podoba. CZYTASZ -KOMENTUJ :) pozdrawiam ROX :*