sobota, 19 października 2013

''Choć nie znamy się za długo, to zachowuje się jak przyjaciel którego znam od wielu lat.''

Dotarliśmy do szpitala w którym przebywał mój dziadek. Szybko otworzyłam drzwi od auta i ruszyłam w stronę izby przyjęć. Zaraz za mną kroczył Lou po czym dorównał mi kroku.
-Mówię ci wszystko będzie dobrze. -powiedział patrząc na mnie. Łatwo mówić. -pomyślałam . Weszliśmy na izbę przyjęć i podeszliśmy do recepcji.
-Dzień dobry został tu przewieziony mój dziadek. Gdzie on teraz jest?! -skierowałam wzrok na panią siedzącą za recepcją. Mój głos cały czas drżał . Bałam się, że w którymś momencie się rozpłaczę.
-Dobrze. Spokojnie . Proszę podać dane osobiste pani krewnego. -powiedziała wyciągając jakiś notes gruby z zapiskami. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze.
-Levis Clouster. -odpowiedziałam .  Ta przewertowała kilka kartek . Dotarła prawie do końca zapisków . Przejechała palcem po kartce .
-A tak . Pan Clouster właśnie jest badany. Może pani poczekać. Jest teraz w sali 23. Proszę usiąść tam i poczekać na jakieś informacje. -powiedziała miłym głosem po czym wskazała mi jeden z korytarzy.
Już mieliśmy iść w stronę sali 23 , gdy nagle recepcjonistka zwróciła się do Louis'a.
-A pan kim jest? -zapytała.  Chłopak odwrócił się i spojrzał na kobietę.
-ja .. ja .. y -jąkał się Tomlinson .
-To przyjaciel. -odpowiedziałam . Pani ustąpiła i pozwoliła nam dalej iść. Louis uśmiechnął się  i ten oto uśmiech nie schodził mu z twarzy dopóki nie dotarliśmy pod salę. Wolałam nie pytać co ma na myśli. Bardziej martwiłam się o dziadka. Doszliśmy w samą porę, bo właśnie z sali wychodził lekarz. Podeszłam do niego szybkim krokiem.
-I co? co z moim dziadkiem!? -zapytałam nerwowo. Lou stał obok i przyglądał się sytuacji. W pewnym momencie złapał mnie za rękę by dodać choć trochę otuchy. Miło z jego strony. Bardzo cieszę się, że przy mnie jest. Dobrze, że mnie wspiera choć nie znamy się za długo to zachowuje się jak przyjaciel którego znam od wielu lat.
-Nie rozmawiajmy na korytarzu. Proszę wejdźcie państwo do gabinetu-wskazał nam drzwi obok sali w której przebywał mój dziadek.
                                                                            ~*~
Siedzieliśmy przy biurku, a na przeciwko nas siedział lekarz prowadzący mojego krewnego. Jego mina nie była wesoła. W sumie nie wiem czy mina lekarza może być wesoła. Nieważne. Przynajmniej jego wyraz twarzy nie sugerował niczego dobrego.
-Nie mam dla pani dobrych wieści. -zaczął nie utrzymując kontaktu wzrokowego. Byłam u kresu wytrzymałości. Myślałam, że zaraz wybuchnę płaczem . Spodziewałam się najgorszego.
-Pani dziadek żyje. -dodał. Odetchnęłam z ulgą.
-Ale... -znów kontynuował. No tak zawsze musi być jakieś ale . W sumie mówił, że nie ma dobrych wieści. Przynajmniej nie obijałby w bawełnę tylko walił w sedno.
-Lewa komora sercowa jest praktycznie zniszczona. Niestety będziemy musieli wstawić rozrusznik serca. A w tym wypadku pani dziadek pobędzie trochę u nas i będzie musiał się bardzo oszczędzać. Ale, żeby wstawić taki rozrusznik trzeba chwilę odczekać, zrobić następujące badania . To trochę potrwa . No i operacja jest bardzo trudna. Chcę panią tylko uświadomić jakie ryzyko podejmujemy. -tłumaczył.
-Rozumiem, mogę go zobaczyć ? -zapytałam z nadzieją .
-Ale na chwilę . Pani dziadek jest przytomny, ale nie może się denerwować ani nic . Proszę uważać -powiedział.
-Dziękuję panu -powiedziałam wstając z krzesła.
-Dziękujemy -powtórzył Tomilinson z poważną miną i ruszyliśmy do sali mojego dziadka. Przed wejściem założyliśmy ''pelerynki'' nie wiem jak to prawidłowo nazwać, ale chyba każdy wie o co chodzi. Weszliśmy do środka. Zobaczyłam dziadka leżącego i poprzypinanego do różnych aparatur. Tych kabelków było mnóstwo. Widok mnie przeraził. Podeszłam do łóżka, a zaraz za mną Lou.
-Dziadku...-powiedziałam ze łzami w oczach łapiąc starszego pana za rękę. Usiadłam na krzesełku stojącym obok. Lou stanął nade mną. Położył rękę na moim ramieniu.
-Wszystko w porządku. -odpowiedział bardzo cicho, ale w jego głosie można było wyczuć pewność. No właśnie widzę jak w porządku. Gdyby tak było to ani jego ani nas by tu nie było. Czyli nie jest w porządku.
-Gdzie Camill? -zapytał starszy pan.
-Została z panią Elizabeth. -odpowiedziałam.
Pojedyńcza łza spłynęła po moim policzku.
-Zostanę tu z tobą . Prześpij się -powiedziałam.
-Masz jutro mecz. Poradzę sobie-odpowiedział.
-Mecz jest w tym przypadku nieważny. -odpowiedziałam.
-Wręcz przeciwnie . Musicie im dokopać . -odpowiedział i na twarzy mojego dziadka zagościł lekki uśmiech. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Nawet w takim momencie zachowuje się mu humor. Niewiarygodne! Uśmiechnęłam się .
-Rox . Twój dziadek ma racje. Nie możesz tak po prostu opuścić meczu . Wiem ile na niego pracowałaś .Ty i Camill. Nie możesz zawieść jej i trenera. -uśmiechnął się . Popatrzałam na niego . Ma racje.
-Jak ci młodzieńcze na imię ? Jesteś chłopakiem Roxanne?-zapytał ciekawko dziadek. Położyłam rękę na twarzy.
-Nie proszę pana. Jestem Louis Tomlinson . Kolega Rox -zaśmiał się Lou.
-Tak, tak ja to znam . Aż za dobrze -powiedział .
Popatrzałam na niego piorunującym wzrokiem . A dziadek zaczął się śmiać .
-Dobra dobra niech wam będzie. -powiedział mój bliski .
Lou zaczął się śmiać .
-Zaraz Louis z One Direction? -dodał zdziwiony.
-Tak proszę pana. -uśmiechnął się .
-No no jesteście świetni chłopaki -powiedział dziadek . Popatrzałam na niego dziwnym wzrokiem. Wolałam nie wnikać,skąd starej daty Levis Clouster zna zespół za którym szaleją miliony nastolatek. Dobra nieważne.
-Idźcie już . Rox wyglądasz na zmęczoną . Odpocznij -powiedział mój dziadek.
-Nie, nie jestem zmęczona. -odpowiedziałam. Skłamałam padałam na twarz.
-Znam cię . Louis chłopcze mam do ciebie prośbę . Dopilnuj ją by poszła spać . -zwrócił się do Lou.
-Nie możesz mi jutro wstydu na meczu zrobić . Ja tu sobie poradzę . -powiedział .
-Dopilnuje ją -zaśmiał się Tomlinson i popatrzał na mnie.

~*~
Louis zawiózł mnie do domu. Po drodze wstąpiliśmy po Camill.
-I co z nim?! -zapytała przestraszona Camill -weszliśmy do domu . Już miałam jej wszystko powiedzieć gdy nagle Lou popatrzał dziwnie na mnie.
-Wszystko opowiem Camill, a ty miałaś odpocząć . -powiedział stanowczym głosem.
-Lou, ale ... -nie pozwolił mi dokończyć.
-Dałem słowo twojemu dziadkowi.-powiedział uśmiechając się .
Myślałam, że żartuje.
-Ja mówię serio.Idź odpocząć.-powiedział ciepłym głosem. Postanowiłam się nie sprzeciwiać .Byłam wykończona, a jutro wielki dzień . Położyłam się spać . Zasnęłam bardzo szybko.
________________________________________________________________________
Heeej! Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Bardzo BARDZOOO DZIĘKIJĘ ZA KOMENTARZE I MAM NADZIEJĘ ŻE SIĘ NADAL BĘDZIECIE KOMENTOWAĆ . To naprawdę ogromna motywacja. Jeszcze raz bardzo dziękuję :)
CZYTASZ -KOMENTUJ :) Pozdrawiam Roxanne  xx

8 komentarzy:

  1. Lou bardzo wspiera Roxanne i jest sumienny, cieszę się, że u jej dziadka wszystko w porządku i mam nadzieję, że szybko dodasz następną część ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na 20, wydaje mi się, że zaskakujący, rozdział u mnie:) Liczę na szczere opinie i serdecznie pozdrawiam;*

    Nadrobię Twój rozdział w najbliższym czasie:) Proszę o chwilę cierpliwości;* I przepraszam, że jeszcze nie dostałaś komentarza:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam, i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną część : **

    OdpowiedzUsuń
  4. Louis, jakiś Ty ciepły, opiekuńczy i troskliwy. bohaterka ma w Tobie niezwykłe oparcie w tak trudnych chwilach. :)
    mam nadzieję, że historia z dziadkiem dobrze się skończy. i czekam na następny odcinek! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdroszczę jej cholernie takiego Louisa ! ♥ Jest taki ciepły, miły, opiekuńczy, aż się coś w sercu robi . Dobrze, że go ma przy sobie, bo pewnie by sobie nie poradziła ;)
    Ciekawe jak będzie z naszym dziadkiem. To wspaniały człowiek i nie dziwię się bohaterce, że rozpacza. Ja to bym się chyba załamała :( Mam nadzieję, że z tego wyjdzie i będzie oglądał niejeden mecz wnuczki ♥
    Rozdział bardzo mi się podoba i nie mogę doczekać się następnego jak i meczu, który będzie :)
    Pozdrawiam serdecznie :*
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny cytat. Tak niewielu może się szczycić przyjaciółmi od kołyski, którzy są z nami po dziś. Jedno się rozjeżdża w te, drugie w tamtą. Ty radośniejsze są chwile, gdy ma się kogoś kto pomoże ulżyć w smutku, gdy poprzednia umknie z naszego horyzontu. Tym radośniejsze, jeśli istnieje taka możliwość, gdyż jesteśmy tylko ludźmi i każdy czuje inaczej...
    ps.
    U mnie kolejna notka, tym razem "Mroczne cienie" i wiersz jakby o Białej Damie,
    Zapraszam, Versemovie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie NN, zapraszam Versemovie :) - "Czekolada" (2000), ujęta w trochę nietypowy sposób

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak wiem : )) mam cię na liście czytelniczej i jak coś dodasz to mi się to wyświetla na głównej :)

      Usuń